Chojnice to niezwykle interesujące, piękne i stare miasto, pełne historii i legend. Szczególnie jedna z nich zapadła mi w pamięci i gdy byłem dzieckiem, niejednokrotnie kusiła do rozpoczęcia poszukiwań skarbu, o którym opowiadała.

Dzisiaj opowiem ją Tobie, a być może, któregoś dnia to właśnie Ty odnajdziesz nieprzebrane skarby, które od stuleci czekają na znalazcę. W przeszłości wielu próbowało, a pewien śmiałek był już bardzo blisko, niestety nie wszystko poszło po jego myśli.

Jednak strzeż się mój drogi poszukiwaczu, na owym skarbie ciąży straszna klątwa.

Legenda o przeklętym skarbie z Chojnic

Starzec, o twarzy pomarszczonej niczym zeschnięte jabłko, chwycił szczapkę suchego drewna pachnącego żywicą i wrzucił ją w niewielkie palenisko. Ogniste iskierki, niczym wystraszona gromadka malutkich świetlików, wzbiły się w powietrze, rozświetlając na moment zatopione w półmroku pomieszczenie.
Mały chłopiec, siedzący obok swojego dziadka, jak zahipnotyzowany wpatrywał się w to, zdecydowanie za krótko  trwające,  widowisko. Lubił ogień. Kojarzył mu się z bezpieczeństwem i opowieściami, które snuł wieczorami jego dziadek. Ileż to nasłuchał się legend o potworach zamieszkujących okoliczne jeziora, jak chociażby o strasznym  Utopcu z jeziora niedaleko Ostrowitego czy też o czarownicach, które wysyłały na ludzi siły nieczyste, ciesząc się z cudzego nieszczęścia.
– To jak? – zapytał. – O czym chciałbyś dzisiaj posłuchać? O zaginionej figurce z Kościoła w Zamartem? Czy może o duchu czeskiego Husyty, który nawiedza do dzisiaj okolice murów miejskich, właśnie tam, gdzie życie postradał podczas natarcia? Czy może chcesz dowiedzieć się o skarbie zakopanym pod wielkim kamieniem przy stawie niedaleko Chojnic? Ukryto tam garnce pełne złotych monet i kosztowności o takiej wartości, że ten, kto go odnajdzie, nie będzie musiał pracować już nigdy w życiu.
Chłopiec podrapał się po rozczochranej czuprynie i po chwili milczenia, którą przeznaczył na wybór najlepszej opowieści, zdecydował, że dzisiaj chce posłuchać o skarbach.
– No dobrze niech zatem będzie o skarbie. – Sapnął starzec i dorzucił kolejną szczapę do ognia. – Słuchaj więc co mam Ci do powiedzenia, bo to, co teraz usłyszysz, to szczera prawda. – Powiedział bajarz, po czym rozpalił ceramiczną fajeczkę, którą jakiś utalentowany rzemieślnik ozdobił pięknym kwiatowym ornamentem. Potem zaciągnął się łapczywie dymem i po chwili wypuścił błękitną chmurkę przed momentem uwięzioną w jego ustach i rozpoczął opowieść.
Chłopiec szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w snującego opowieść dziadka. Historia, jaką opowiadał, jak żadna inna pobudziła jego wyobraźnię. W myślach już widział siebie samego stojącego nad rozkopanym dołem, na którego dnie błyszczy wymarzone złoto.
– Boże!  Jak bardzo  chciał znaleźć ten skarb! Już nigdy więcej nie musiałbym pracować. – pomyślał.
Posiwiały starzec zbliżył się do końca opowieści. Fajka, która jeszcze niedawno uwalniała aromatyczny dym, zdążyła już wypalić się do końca. Ognisko także zaczynało przygasać i wówczas wnuk obserwujący staruszka powiedział.
– Dziadku. Ja znajdę ten skarb. Zobaczysz! – Senior uśmiechnął się i odpowiedział. – Tylko pamiętaj, by nie stało się to dla Ciebie przekleństwem.
Lata mijały. Chłopiec przemienił  się w postawnego mężczyznę, który mógłby zawojować świat, gdyby tylko chciał, jednak niechęć do pracy, jaką przejawiał już w najmłodszych latach, wzięła górę.
Co prawda, by nie przymierać głodem, chwytał się czasami jakiegoś zajęcia, ale wszystko, co robił, robił z niechęcią i często porzucał pracę, zanim ją dokończył. Mimo klepania biedy nie zamierzał pracować, gdzieś w głowie cały czas kiełkowała mu opowieść dziadka  o nieprzebranych bogactwach.
W końcu pewnego wieczoru zadecydował.
– Koniec! Sprawdzimy, czy dziadyga miał rację. – Po czym dla kurażu pociągnął łyk taniego, niezbyt wyszukanego trunku, zabrał z sieni łopatę i wyruszył pieszo drogą prowadzącą z Chojnic do leżących niedaleko Charzykowy.
Tam w blasku księżyca znalazł wielki kamień, o którym opowiadał mu dziadek i przystąpił do poszukiwań. Mimo chłodnej nocy spocił się, kopiąc coraz głębiej i głębiej, ale nie przestawał, wizja bogactwa wzięła górę nad lenistwem.
Nagle ostrze przyrdzewiałej łopaty uderzyło głucho o żelazne wieko skrzyni tak, że posypały się iskry. Obolałe ręce trzymające mocno łopatę zaczęły drżeć mu z podniecenia.
– Znalazłem! – Powiedział w euforii sam do siebie i upadł na kolana, sięgając w głąb wykopu. Oczyścił skrzynię dłońmi i wyciągnął ją z wielkim trudem na powierzchnię. Wieko, stawiając lekki opór, w końcu zazgrzytało i uniosło się, ukazując zawartość.
W oczach poszukiwacza zatańczył błysk złota. Wstał z kolan i nie wierząc w to, co widzi, złapał się za głowę z uczuciem, że ktoś go obserwuje. Zdziwiony, spojrzał za plecy i zobaczył, że mrok chroniący go przed wzrokiem wścibskich oczu znikł. Stał teraz na środku pola cały  umorusany ziemią, a przechodnie spieszący najwyraźniej na niedzielną mszę do pobliskiego kościoła tylko kiwali głowami z niesmakiem.
Euforia natychmiast ustąpiła miejsca strachowi. Nie chcąc, by ktoś zauważył, co też znalazł pod kamieniem, szybko wrzucił z powrotem skrzynię do dołu i przysypał ją piachem czym prędzej. Postanowił, że wrócić po nią, gdy znowu zrobi się ciemno.
Gdy tylko o  tym pomyślał, nagle słońce znikło, a pole znowu zostało spowite gęstym mrokiem. Ciarki przebiegły mu po plecach. Rozejrzał się dookoła i wyczuł czyjąś obecność, coś tam było głęboko w mroku i nie spuszczało go z oczu. 
Stanął jak sparaliżowany. Zimny pot spływał mu powoli po policzku, gdy usłyszał dziwny dźwięk, który zaczął narastać. Coś wyraźnie się zbliżało, coś niebezpiecznego i dużego. Wtedy poczuł na karku dotyk zimnych palców. To otrzeźwiło go na tyle, że ruszył przed siebie niczym wystrzelony z procy. Jeszcze przed momentem sparaliżowane strachem nogi prześcigały się teraz jedna przez drugą, by tylko uciec jak najdalej.
Potykał się i upadał, ale wstawał niesiony przerażeniem, by uciekać dalej. Ranił twarz o smagające go niczym powróz gałęzie, ale  nie zwracał uwagi na cieknącą po twarzy krew i w końcu dobiegł do swojej chaty, z której nie wychodził jeszcze przez wiele dni i nocy. Poprzysiągł sobie wtedy, ze w końcu weźmie się za uczciwą pracę i porzuci mrzonki w o szybkim wzbogaceniu się.
Czy tak zrobił, tego już nie wiadomo! Wiadomo jedynie, że skarb pozostał nieodnaleziony. Powiadają, że jest tam nadal. Czeka zakopany przy stawie na kolejnego śmiałka, który odważy się po niego wyciągnąć ręce. Może, ktoś z Was spróbuje szczęścia?