Nasze Szlaki na Malcie

Podczas wyprawy na Maltę trafiliśmy na legendę opowiadającą o tym jak spryt i mądrość pokonują najbrutalniejszą nawet siłę. Zapraszamy na kolejną legendę z dalekiego świata.

Dawno, dawno temu na Malcie żył sobie skromny  szewc. Jego zajęciem, jak pewnie się domyślacie, było wykonywanie butów na  zlecenie i ich naprawa, gdy tym od nadmiernego użytkowania odpadała podeszwa. Nie posiadał on jednak własnego kramu, tylko wędrował ze swoim przybornikiem pełnym narzędzi od wioski do wioski i od miasta do miasta, gdzie pomieszkiwał w spelunkach, by każdego ranka chwycić swój tobołek i ustawić się w centralnym punkcie miejscowości oferując swoje usługi.

Ludzie lubili tego staruszka, tak więc i ten na brak klientów i  pracy nie narzekał. Dobry był to człowiek, bo gdy widział biedniejszego od niego chodzącego z obdartymi zelówkami, brał wtedy jego obuwie i w mgnieniu oka naprawiał, nie żądając żadnej zapłaty.

Ci jednak z wdzięczności za wykonaną pracę ofiarowali mu zawsze jakiś drobiazg, czy to kulkę twarogu, którą odjęli sobie od ust, czy nawet małego, żywego ptaszka, który zamknięty  w sakiewce świergolił delikatnie, prosząc o uwolnienie, czy też zwitek lin konopnych, które nie wiadomo do czego miałyby mu się przydać.

Brał jednak wszystko, bo nie chciał zrobić przykrości osobom, które dzieliły się z nim największymi skarbami, a gdy w końcu wszystkie buty w okolicy odzyskiwały dawny blask, pakował ofiarowane mu precjoza i  kilka srebrników, które otrzymał od bogatszych mieszkańców i ruszał w drogę ku następnej miejscowości.

Pewnego razu rzemieślnik stanął na rozstaju dróg. Jedna prowadziła przez gęsty las, zaś druga obchodziła gęstwinę dookoła. Znał dobrze to miejsce z opowieści. Ileż to się nasłuchał w karczmach, by wybierać zawsze drogę okrężną, bo  w  lesie grasuje okrutny olbrzym, który podobno zasmakował w ludzkim mięsie. Postał tak jeszcze przez moment. Podumał troszeczkę. Podrapał się po spalonej słońcem łysinie i w końcu zadecydował

– Idę przez las i zobaczymy, co też się ukrywa w gęstwinie. Może nie będzie tak strasznie jak  opowiadają. – Po czym ruszył przed siebie, śpiewem dodając sobie  otuchy.

Gdy tak wędrował leśnymi ostępami, sądząc, że opowieść o olbrzymie to bajdurzenie, nagle ziemia zatrzęsła się, a kilka okolicznych drzew powaliło się z hukiem. Naprzeciw niemu stanął olbrzym z opowieści i ryknął.

– Człowieku! Kim jesteś i co potrafisz? – Dreszcz przeszył kark staruszka, który dopiero teraz zdołał ogarnąć wzrokiem całą postać giganta. Otrząsnął się, przełknął ciężko ślinę i jak gdyby nigdy nic skłonił się potworowi i odpowiedział najuprzejmiej jak tylko potrafił.

– Witaj. Jestem szewcem i potrafię więcej, niż Ty jesteś w stanie zrobić.

Nie takiej odpowiedzi spodziewał się gigant. Zmarszczył czoło, intensywnie myśląc, co spowodowało, że lekko skrzywił nos, unosząc prawą dziurkę, po czym podniósł sękatą łapę i podrapał się za postrzępionym, wielkim jak parasol,  uchem.

– Jak to potrafisz zrobić więcej niż ja? – w końcu po kilku minutach milczenia odezwał się zdziwiony do malutkiego, przygarbionego człowieka. – Przecież jesteś tak malutki, że mógłbym Cię zgnieść ot tak! – Co mówiąc, chwycił najbliżej leżący kamień i ścisnął go tak, że ten zamienił się momentalnie w garść pyłu.

– To jak? – zapytał. – Potrafisz tak zmiażdżyć kamień?

Szewc spojrzał na potwora i odpowiedział.

– Wydaje mi się, a nawet jestem tego pewien, że lepiej poradzę sobie z tym zadaniem. – Po czym ukląkł, tak że zasłonił swoje dłonie i sprawnym ruchem sięgnął do swojej torby podróżnej, gdzie przetrzymywał podarki od ludzi, którym pomógł w naprawie obuwia, po czym wyciągnął z niej kostkę twarogu. Następnie wstał i podniósł rękę w stronę olbrzyma, ukazując mu „kamień” i jednym ruchem zgniótł go na jego oczach, aż z zaciśniętej dłoni zaczęła skapywać woda.

Olbrzym oniemiał. Pierwszy raz spotkał kogoś równie silnego jak on, a może nawet i silniejszego. Przecież jemu nigdy nie udało się wycisnąć z kamienia wody, a tej małej istocie ta sztuka udała się za pierwszym  razem. Gigant po raz pierwszy raz w życiu poczuł strach, ale potrząsnął łbem tak, że z jego włosów powypadało kilka bliżej nieznanych stworzeń i ryknął wściekle w stronę człowieka.

– Widzę, żeś jest silny, ale czy jesteś w stanie rzucić kamieniem tak daleko jak ja?! – i nie czekając na odpowiedź, wziął ogromny zamach i z całych sił wyrzucił wcześniej podniesioną bryłę. Ta poleciała aż na kraniec lasu, roztrzaskując po drodze kilka drzew na  strzępy.

I tym razem szewc nachylił się ku ziemi i niewidocznym ruchem chwycił do tobołka, z którego wyciągnął malutkiego ptaszka, którego otrzymał niedawno od zadowolonego klienta. Zamknął go w dłoni tak, że było widać tylko jego grzbiet i wzniósł rękę do olbrzyma.

– Spójrz na to. – Powiedział i biorąc lekki zamach, wyrzucił czarną kulę, która szczęśliwa z nagłego odzyskania wolności miast spadać poszybowała daleko, daleko aż w końcu znikła za horyzontem.

Olbrzym wytrzeszczył oczy, nie dowierzając. Strach wdarł się po raz kolejny w jego myśli,  ale odgonił je i ryknął jeszcze wścieklej niż poprzednio. Podbiegł do ogromnego dębu i objął go swoimi potężnymi ramionami. Walka trwała kilka minut, ale w końcu tysiącletni dąb dał za wygraną i pokazał światu swoje obnażone korzenie.

– A TAK POTRAFISZ??!!! – siła z jaką wykrzyczał pytanie olbrzym, rozniosła się po okolicy, tak jak grzmot rozchodzi się po niebie w czasie burzy. Stał, ciężko oddychając i  wpatrywał się z nienawiścią pomieszaną ze strachem w malutkiego szewca, który  wyciągnął z torby linę konopną i przywiązał ją do drzewa. Olbrzym bacznie śledził każdy ruch rzemieślnika,  który chodził od drzewa do  drzewa i  obwiązywał kolejne pnie. W końcu nie wytrzymał i zapytał.

– Co robisz?

Szewc spojrzał na wielkoluda i wzdrygnął lekceważąco ramionami

– Obwiązuję wszystkie drzewa,  bo chcę Ci pokazać, jak za jednym razem wyrywam cały las.

Kolos otworzył szeroko wielką jak jaskinia paszczę i zaniemówił. Milczał jeszcze przez moment, jak by szukając sensu zdania wypowiedzianego przez szewca, aż w końcu błysk inteligencji pojawił się w jego ogromnych źrenicach.

– Nie, nie, nie! Nie rób tego, proszę!! Przecież jak wyrwiesz wszystkie drzewa, to gdzie ja będę mieszkał? Las to mój dom!

– No cóż. – Odparł szewc. – Skoro tak pięknie mnie prosisz, to nie muszę tego robić. – Po chwili dodał lekko uśmiechając się pod nosem. – To jak? Potrafię więcej niż Ty? Przyznasz w końcu, że w każdym wyzwaniu jestem lepszy od Ciebie?

Olbrzym nie wiedział, co odpowiedzieć. Jeszcze nigdy przecież nie przegrał. Nigdy! A tym bardziej z jakimś małym,  lekko  widocznym z góry przygarbionym człowieczkiem. Musi być przecież konkurencja, w której ON, wielki niczym stodoła Pan Lasu będzie w czymś lepszy. Myślał i myślał. Stał jak posąg wykuty w litej skale i się nie ruszał, ciągle myśląc. Stał tak długo, aż w końcu lasem wstrząsnął złowrogi, basowy pomruk pustego żołądka tytana. Brzmiało to mniej więcej tak,  jak by sto niedźwiedzi nagle obudziło się na  wiosnę i warknięciem oznajmiło okolicy, że wychodzą na żer.

–  Na żer! No właśnie!!! NA ŻER!! Człowiek na pewno nie zje tyle, co ja!!! – pomyślał wielkolud i ryknął do szewca, który ciągle cierpliwie czekał na odpowiedź.

– Będziemy jeść! Kto zje więcej, ten wygra!

Rozpoczęły się przygotowania do ostatecznej rozgrywki. Olbrzym kontra człowiek. Siła i wielkość kontra spryt i inteligencja. Na rozpalonym ogniu gigant ustawił potężny gar, do którego nawrzucał pokrojonego mięsiwa i zaczął gotować posiłek. W  końcu,  po kilku długich  godzinach danie było  gotowe.

Starzec zasiadł do biesiady, która ostatecznie miała zadecydować o wygranej lub niechybnej śmierci. Jednak nie byłby sobą, gdyby wcześniej  nie przygotował się do niej odpowiednio. Tobołek, z którym przemierzał od miasta do miasta, ukrył sprytnie pod koszulą. Jego plan był prosty. Będzie jadł tylko tyle, ile zdoła, zaś resztę po kryjomu będzie wrzucał do worka.

Potwór chwytał parujące kawały mięsa i wpychał je sobie garściami do ust, gdzie te momentalnie zamieniały się w papkę mielone zębiskami jak ogromnymi żarnami. Tłuszcz skapywał z jego brody wprost na talerz, na który raz za razem  spadały poobgryzane kości, tworząc po  chwili górkę, która przewyższyła niejedno  okoliczne wzniesienie.  Jedno trzeba było mu przyznać. Zjeść to on  potrafił.

Szewc patrzył na ten pokaz braku ogłady zniesmaczony, ale starał się dotrzymać kroku tytanowi. Chwytał więc kawałek mięsa i wkładał go do ust, żując niechętnie, a kilka innych w tym samym momencie wkładał ukradkiem do torby pod koszulą.

W końcu gar był pusty. Olbrzym otarł owłosioną łapą resztki jedzenia z twarzy, poklepał się po zapełnionym brzuchu i spojrzał zadowolony na swojego konkurenta.

– Przegrałeś człowieku. Zjadłem o wiele więcej niż Ty! – rzekł wesoło i wyszczerzył zębiska, spomiędzy których zwisały bezwładnie  kawałki niedojedzonego mięsiwa.

Szewc uśmiechnął się delikatnie  i odpowiedział

– Wydaje mi się jednak, że to Ty przegrałeś olbrzymie. Według mnie to ja zjadłem więcej. Jednak nie ma co się spierać, skoro można to sprawdzić.

– Sprawdzić? Jak chcesz sprawdzić ile zjadłeś, skoro jedzenie jest w brzuchu? – Zdziwił się wielkolud.

Prosta to sprawa. – Odparł człowiek i chwycił nóż, którym niby to rozcinając sobie brzuch, rozciął worek znajdujący się pod jego koszulą. Z otworu wyleciało, z niemiłym dla ucha plaśnięciem, pełno jeszcze ciepłego mięsa.

Olbrzym nie zastanawiał się długo. Chwycił ogromny nóż, którym zwykł skórować upolowaną zwierzynę i jednym ruchem przeciął sobie trzewia. Jelita wraz z zawartością żołądka wylały się na okrwawioną trawę. Gigant spojrzał się tryumfalnie  na szewca i krzyknął w amoku, nie czując bólu.

– Widzisz! Zjadłem więcej niż ty! Wygrałem! – A następnie zachwiał się i runął martwy na ziemię.

Tak oto kończy się opowieść o tym, jak to mądrość i spryt z siłą wygrała.

Zapraszamy do naszego działu z legendami, gdzie znajdziesz dużo więcej baśni i legend z całego świata.