W pewnej małej wiosce na kraju stepu mieszkali dwaj bracia. Jeden bogaty ponad miarę, szczycący się  szacunkiem wśród mieszkańców wioski i drugi biedny, ciągle chodzący w obdartych łachmanach, ten z którym nikt nie chciał mieć nić wspólnego bo obawiano się że Pech, który do niego przylgnął jest zaraźliwy.

Niełatwe relacji dwóch braci

Pewnego dnia biedny brat przybył do domu swojego bogatego krewnego i zasiadł, jak to zwykle miał w zwyczaju, przy jego stole. Chciał porozmawiać ze swojej niedoli, jednak bogacz spojrzał na niego z wyższością i zmrużywszy ze złością oczy rzekł.

– Nie przychodź tu więcej. Psujesz mi reputację swoją obecnością. W tych łachmanach, które szumnie nazywasz ubraniem, możesz co najwyżej na polach wrony straszyć. Tam Twoje miejsce! – Po czym wygnał biedaka z domostwa i  zatrzasnął za nim masywne, dębowe drzwi.

Nędzarz spojrzał za siebie i nie  wiedząc co począć poszedł na pola, tak jak jego brat mu przykazał, straszyć wrony. Rozwrzeszczane ptaszyska jak tylko zobaczyły zbliżającego się łachmaniarza, podniosły ostrzegawczy krzyk i rozpierzchły się na cztery strony świata.

Na polu pozostał jedynie wielki, czarny kruk, który zmierzył badawczym wzrokiem człowieka i ku jego zdziwieniu powiedział

– W tej wiosce nie ma szczęścia dla Ciebie i Twojej rodziny, dlatego spakuj cały swój dobytek i opuść to miejsce, a na pewno znajdziesz miejsce gdzie i do Ciebie szczęście się uśmiechnie.

Czas ruszać w drogę

Mężczyzna wrócił do domu, usiadł przy rozpadającym  się stole i spojrzał w dogasające palenisko. Następnie podrapał się po lekko łysiejącej głowie i po chwili zadumy zawołał swoją biedną żonę i jeszcze biedniejsze dzieci. Gdy tylko skończył dziwaczną opowieść nakazał im się pakować i z samiutkiego ranka, przy pieśni wioskowego koguta zwiastującego nowy dzień, opuścili podupadłe gospodarstwo.

Biskupin - Festyn archeologiczny

Gdy tylko opuścili granicę wioski odezwał się Pech, który tak jak sądzili mieszkańcy wioski, przywarł do biedaka i nie chciał go opuścić.

– Gdzie wędrujemy przyjacielu? Wiesz, że nigdy Cię nie opuszczę? Będę zawsze tam gdzie Ty, bo jesteśmy sobie przeznaczeni. – Po czym zachichotał wprost do ucha mężczyzny.

Wędrowali wiele dni i nocy. Wędrowali w pełnym słońcu i w lejącym się strumieniami deszczu. Wędrowali od skrzyżowania do skrzyżowania i od mostu do mostu,  a Pech ciągle chichotał. Pewnego upalnego dnia  biedakowi skończyła się woda w bukłaku, który niósł od samego początku wyprawy. Zobaczywszy rzekę zarządził postój i udał się do strumienia, by ukoić pragnienie. 

Perfidny pomysł

Wtedy to wpadł na pewien, wręcz szatański pomysł i powiedział do uczepionego Pecha.

– Słuchaj. Skoro tak się już do mnie przyczepiłeś i zżyliśmy się niczym bracia, to może pomożesz mi też troszeczkę? Wejdź do bukłaka i zobacz czy czasami dziur żadnych nie widać. Nie chciałbym by woda wylała się po drodze, bo jeszcze pomrzemy i tyle z naszej wyprawy będzie. – Pech zastanowił się, zachichotał delikatnie i  nim spojrzał łachmaniarz,  wskoczył do bukłaka. Wtedy to mężczyzna zamknął otwór i mocno przewiązał go linką.

Uwięziony Pech szarpał skórę bukłaka, groził, łkał i prosił o uwolnienie, ale chłop nawet nie myślał go wypuszczać. Wykopał tylko dołek w mulistym brzegu rzeki i wrzucił zawiniątko, po czym nie zwlekając ruszył w dalszą drogę.

Długo nie trwało, jak dotarli do kolejnej wioski na końcu której stała mała opustoszała chata. Utwierdziwszy się, że nikt tam nie mieszka od wielu lat oznajmił rodzinie, że od tej chwili to będzie ich dom. 

Kilka dni później, gdy chłop usiadł wraz z rodziną na  ganku usłyszał zawodzenie, które najwyraźniej dochodziło gdzieś z gór. Spojrzał na  swoją żonę i dzieci, które potwierdziły, że  też słyszą głos dochodzący z oddali

– Złapcie mnie!! Złapcie!! – Prosiło coś, lub ktoś. – Złapcie!!

Chłop natychmiast poszedł do swojej stajni, rozejrzał się po zakurzonych zakamarkach i chwycił lejce, które najwyraźniej służyły dawnym właścicielom do powożenia konia. Tak wyposażony ruszył za głosem, który nie przestając wykrzykiwał co chwilę.

– Złapcie mnie! Złapcie mnie!.

Mężczyzna wspiął się na najwyższą górę i rozejrzał się wokół siebie. Stał tak dobrych kilka chwil, aż w końcu zobaczył sprawcę całego zamieszania. Stary kozioł, o rogach wielkich niczym dwa potężne konary beczał na całą okolicę.  Chłop chwycił wysłużone lejce i zrobiwszy z nich prymitywne lasso, zarzucił je na łeb rogacza. Kozioł walczył jak oszalały, ale w końcu dał za wygraną i poszedł wraz ze swoim nowym panem do jego obejścia.

Stary kozioł i góra złota

Tam jednak stała  rzecz niesłychana. Gdy tylko kozioł przestąpił próg domostwa znikł, zaś w miejscu gdzie jeszcze przed momentem stał, rozsypało się po podłodze ogromne ilości złotych monet. Zszokowany widokiem takiego bogactwa biedak pozbierał wszystko co do monety i zawołał rodzinę.

Jak to w takich wypadkach bywa, wieść o niespodziewanym bogactwie rozniosła się z szybkością błyskawicy po okolicznych wioskach, aż w końcu dotarła pod strzechę jego bogatego krewnego. Ten  gdy tylko usłyszał opowieść o nieprzebranych bogactwach, które miał posiąść jego brat łachmaniarz, postanowił sam sprawdzić czy to faktycznie prawda. Kazał natychmiast osiodłać konia i ruszył w drogę.

Biskupin - Festyn archeologiczny

Tak jak poprzednio jego brat, tak i on wędrował przez wiele dni, aż w końcu dojechał do małej wioski na końcu której stała mała chatka. Zatrzymał ogiera szarpiąc lejce, tak  że ten aż zarżał ze złości i zeskoczywszy z jego grzbietu podszedł do  drzwi. Nie musiał długo czekać, gdy porządnie ubrany w nowe, kolorowe ubrania młodszy brat przywitał go uśmiechając się szczerze.

– Cóż Cię sprowadza bracie w moje skromne progi?

Starszy brat spojrzał ze zdumieniem na pięknie ubranego brata i wszedł milcząc do izby. Tam otworzył ze zdumienia usta, bo dzieci i żona biedaka, już nie byli ubrani w wysłużone i łatane czym popadnie łachmany, tylko tak jak ich ojciec prezentowali się wręcz wyśmienicie.

Jeszcze większe zdziwienie ogarnęło bogacza, gdy posadzono go do schludnie  nakrytego stołu, na którym za moment pojawiły się półmiski z mięsiwem, pieczywem i warzywami w takiej ilości, jakiej nie powstydził by się car, czy jakiś inny król z dalekiej krainy.

Bogaty brat ledwo co skubnął jedzenia i nie siląc się na owijanie w bawełnę, zapytał prosto z mostu o źródło bogactwa swojego brata. Ten uśmiechnął się szeroko i pokazał mu ogromne ilości złotych monet, zgromadzone w kilku solidnych kufrach.

Wtedy zazdrość opanowała bogatego brata, a była to tak wielka zazdrość, że aż cały pozieleniał na  twarzy. Widząc to, jego dotychczas biedniejszy brat rzekł.

– Pochowałem znacznie  więcej pieniędzy. Zakopałem je w skórzanym bukłaku, na mulistym brzegu rzeki. Jak chcesz, to możesz go wykopać go sobie. Ja i tak mam już tyle, że wystarczy mi i moim dzieciom do końca życia.

Pomysłowa nauczka

Bogaty brat zaślepiony wizją zakopanego  skarbu wybiegł z domostwa nie żegnając się z jego domownikami i wyruszył do wskazanego miejsca. Jechał nieprzerwanie dzień i noc, aż w końcu dotarł do rzeki. Rzucił się na kolana i gołymi rękoma rozgrzebał błoto. Wyciągnął bukłak i drżącymi z podniecenia dłoni rozwiązał sznury. Wtedy to z wora wyskoczył oszukany Pech i momentalnie uczepił się karku burżuja szepcząc mu do ucha.

– Od teraz należę do Ciebie. Przyjacielu.

Oszukany bogacz udał się do domu, a kiedy tam dotarł zrozumiał co się wydarzyło. Jego ogromne gospodarstwo leżało w popiołach, strawione przez potężny pożar.  Nie wiedząc co począć i gdzie się podziać, poszedł do dawnego gospodarstwa swojego brata i tam zamieszkał do końca swoich dni. Tylko jego kompan do grobowej deski Pech, chichotał mu  czasami do ucha.