Dawno, dawno temu, w czasach gdy Gdańsk był jednym z najpiękniejszych i najbogatszych miast Hanzy, nadzorcą najstraszniejszego więzienia w całej Europie, tak bynajmniej sami strażnicy o Katowni mówili, został młody, przystojny mężczyzna. Nienagannie ubrany codziennie przechadzał się, jak to miał w zwyczaju, dziedzińcem więzienia i  musztrował swoich strażników by Ci jeszcze dokładniej wykonywali swoje obowiązki, co też skwapliwie czynili, bojąc się by czasami nie podpaść nadzorcy i nie zająć miejsca osadzonych.

Początkowo władczy młodzieniec nie zauważył nawet, że każdy jego krok i każdy jego gest jest czujnie obserwowany przez młodziutką dziewczynę. To była córka kata, zamieszkująca razem ze swoim ojcem w małej izbie na zapleczu więzienia, która codziennie wymykała się z kuchni więziennej i napawała wzrok pięknym młodzieńcem.

Długo jednak nie trwało jak młody komendant także ją zauważył. Ich wzrok w końcu spotkał się pewnego razu. Dziewczyna oblała się natychmiast rumieńcem i gdy już miała czmychnąć niepostrzeżenie do sadyby, komendant dopadł ją i chwycił delikatnie za ramię przyciągając ją do siebie.

Od tego momentu zaczęli spotykać się gdy tylko ku temu nadarzyła się okazja. Nocami dziewczyna wtulała się w ramiona swojego oblubieńca, a ten obsypywał ją gorącymi pocałunkami. Rankiem zaś bezszelestnie opuszczała alkowę i niczym potępiona dusza, których tak wiele zamieszkiwało więzienne mury wracała do malutkiej izby, gdzie jej ojciec kat chrapał tak donośnie, że aż trzęsło drewnianymi meblami.

Gdańsk - Miejska katownia i sala tortur - Magdalena Kiżewska

Mijały dni, tygodnie i miesiące. Zakochana dziewczyna coraz mocniej pragnęła czegoś więcej. Dość już miała potajemnych schadzek, tajemnic i zmowy milczenia. Pragnęła wtulać się w swojego pięknego mężczyznę za każdym razem gdy  tylko miała na to ochotę, a nie gdy akurat nikt nie spoglądał w ich kierunku. Niestety nic nie wskazywało na to, że coś miałoby się zmienić,  za to coraz częściej jej uszu dochodziły szepty  strażników śmiejących się za jej plecami.

Kolejnej upojnej nocy, gdy żar miłości jeszcze nie ostygł, dziewczyna spojrzała głęboko w oczy  swojej miłości i zapytała o plany na przyszłość. Tego co usłyszała w odpowiedzi jednak się nie spodziewała. Komendant zaśmiał się szyderczo i rzekł

– Przecież ja jestem komendantem, a ty córką kata. Jak sobie wyobrażasz nasz związek? Mam zaprzepaścić karierę i pozwolić sobie na taki mezalians? Chyba raczysz sobie żartować?

Te kilka zdań wypowiedzianych przez jej ukochanego, przebiły jej serce niczym naostrzony sztylet. Łzy spływały z jej policzków, gdy zbierała porozrzucane po podłodze części garderoby. Czuła że coś w niej umarło.

Czuła, że straciła część swojej niewinnej dziewczęcej duszy, a jej miejsce powoli zaczyna wypełniać coś chłodnego i okropnego. Coś czego jeszcze nie miała okazji poczuć w swoim młodym życiu. Był to wielki żal i złość tak nienasycona, że zaczęła ją trawić od środka.

Nawet nie spojrzała na komendanta i wybiegła w końcu po raz ostatni z izby, do której jeszcze niedawno z taka ochotą skradała się nocami.

Kilka dni i nocy płakała do poduszki żaląc się jej na swój okrutny los. Ta słuchała ją i chwytała jej wielkie łzy, po których zostawała mokra plamka na niezbyt czystej poszewce. W końcu jednak łzy przestały płynąć. Smutek odszedł w zapomnienie i pozostała jedynie złość

– Zemszczę się – rzekła dziewczyna do siebie i na jej twarzy pojawił się ledwo widoczny uśmiech, który dla oka wprawnego obserwatora mógł oznaczać tylko jedno – zbliżały się kłopoty.

Plan jaki obmyśliła porzucona kobieta był iście szatański. Pewnego dnia uwarzyła strawę dla obsługi więzienia, doprawioną specyfikiem nasennym zakupionym potajemnie u starej zielarki. Nie był to środek mocny, ale dawał pewność, że nikt nie obudzi się i nie zniweczy jej okrutnej zemsty. Gdy zapadła ciemna noc wykradła śpiącemu strażnikowi klucze od celi i wypuściła na wolność kilku osadzonych, którzy nie zamierzali się pytać nieznajomej o powody tylko skorzystali z okazji czym prędzej dając drapaka.

Gdańsk - Miejska katownia i sala tortur

Rankiem strażnicy zobaczyli puste cele i skamienieli ze strachu. Jak to możliwe, że ktoś zdołał uciec z więzienia z którego uciec nie można było. Obudzony młody komendant usłyszawszy wiadomość pobladł zlewając się z kolorem pobielonej ściany jego izby. Wiedział, że za nie dopełnienie służbowych obowiązków czego go kara najsurowsza z możliwych. Śmierć przez ścięcie.

Sąd bez cienia współczucia wydał wyrok skazujący i już niedługo skrępowany młodzieniec wędrował ostatnią drogą ku miejscu, gdzie czekał na niego odziany w czerń kat miejski. Ogromny miecz katowski błyszczał złowrogo w promieniach padającego słońca. Ojciec dziewczyny lubił swoje narzędzie pracy i szanował je wielce. Wiedział, że musi być porządnie naostrzone by jednym cięciem odprawić skazanego z tego świata, dlatego też przed każdą egzekucją z wielką czułością, tak jak jeszcze niedawno komendant gładził włosy jego córki, ten delikatnie gładził ostrze osełką.

Chłopak zbliżywszy się do miejsca swojej kaźni po raz ostatni omiótł wzrokiem zgromadzonych szukając choćby złudzenia ratunku. Wtedy to zobaczył w tłumie znajomą twarz. Piękną twarz dziewczyny, która uśmiechając się szeroko przeciągnęła palcem po swojej smukłej krtani, a następnie wskazała na niego. Wtedy zrozumiał, że sytuacja w której się znalazł była sprowokowana odrzuconą miłością.

Walcząc z myślami nawet nie zauważył jak miecz katowski wzniósł się wysoko ponad głowę rosłego kata. Przez moment czas stanął w miejscu i w końcu lekki świst przecinającego powietrze ostrza oznajmił rychły koniec skazańca. Ryk zadowolenia zebranej gawiedzi wstrząsnął Gdańskiem, a obserwujące z daleka wrony poderwały się wystraszone do lotu, gdy głowa komendanta wturlała się do wcześniej przygotowanego wiklinowego kosza.

 Tak żywot zakończył młody mężczyzna, który  postanowił zakpić z uczuć młodej kobiety. Co zaś się stało z dziewczyną, tego tak już do końca nie wiadomo. Chodzą pogłoski, że po śmierci swojego kochanka dziewczynę poczęło dręczyć sumienie i odebrała sobie życie rzucając się z wieży więziennej.

Ale czy tak było naprawdę? Któż to wie. Odpowiedź na to pytanie mogą jedynie udzielić błąkające się po dziedzińcu katowni duchy, ale na razie milczą jak zaklęte.