Zamek w Olsztynie to miejsce nie tylko urokliwe i pełne niezwykłych historii, ale także, jak uważa wielu przeklęte i wypełnione duchami. Z relacji okolicznych mieszkańców wynika, że wielu spotkało się z niewyśnionymi zdarzeniami w ruinach tego niezwykłego zamku.

Po okolicy krążą opowieści o tajemniczych światłach i krzykach tak przerażających, że włos się na głowie jeży, a także o innych dźwiękach, które straszą po zmroku zabłąkanych w okolicach wędrowców.

Wszystkie te fenomeny przypisuje się upiorom i potępionym duszom mieszkającym w zamkowych komnatach. Lokalne bajania i legendy mówią o jednym szczególnie uciążliwym upiorze, który upodobał sobie okolice wieży zamkowej, gdzie zapadniętymi oczodołami wypatruje wybawienia. 

Aby poznać historię tego nieszczęśnika, należy cofnąć się o 660 lat, do czasów panowania Kazimierza III Wielkiego, kiedy to Maćko Borkowiec na skutek przepychanek między szlacheckich uzyskał tytuł Starosty poznańskiego, a było to dokładnie w roku 1348.

Legendę, którą dziś opowiem, usłyszeliśmy we wsi Klewki nieopodal Olsztyna.

Legenda o krwawym i złym staroście z zamku olsztyńskiego

Maćko okazał się niefrasobliwym panem okolicznych ziem i setnie się przy tym bawił. Rządziło mu się dobrze, jednak jego poddanym wiodło się coraz gorzej. Podatki rosły z miesiąca na miesiąc, wojsko kontrolowało okoliczne wsie, uciskając biedotę do granic wytrzymałości.

W końcu Król Kazimierz stracił cierpliwość i po kolejnych skargach stwierdził, że błędem było mianowanie Maćka Starostą i nominację bez najmniejszego wahania mu odebrał.

Sala tronowa i król na tronie z doradcami

Jednak zawzięty Borkowiec nie tak łatwo chciał rezygnować z danych mu przywilejów i zebrawszy wojsko, wystąpił zbrojnie przeciwko Koronie. Król Kazimierz był wściekły, gdy dowiedział się o buncie, jednak nie nosiłby przydomka Wielki, gdyby sobie z takimi niedogodnościami nie potrafił poradzić.

Po niedługim czasie bunt został opanowany. Król z szacunku do ojca prowodyra zdarzeń, z którym przed laty się przyjaźnił, nie skazał młodego Maćka na śmierć, lecz wygnał go na Śląsk, gdzie na banicji spędził 4 lata. Po tym okresie wydawało się, że Maćko pohamował swój zapalczywy charakter i w roku 1358  w Sieradzu złożył przysięgę wierności królowi, której tak naprawdę nigdy nie zamierzał dotrzymać.

Niedługo po złożeniu przysięgi zaczął spraszać bandy zbirów, które za jego pozwoleniem nękały okoliczną ludność, by w końcu samemu stanąć na czele jednej z nich. Szalę goryczy przelały rzekome plotki o romansie Królowej ze zbirem, które ten sam zaczął rozpowszechniać.

Tego już było za wiele. Król kazał pojmać Borkowica i uwięzić go w lochach olsztyńskiego zamku. Jako że nie przystoi torturować szlachetnie urodzonych ani bez pożywienia przetrzymywać, nakazał król łagodne traktowanie osadzonego. Zgodnie z poleceniem, strażnicy zamkowi codziennie wydawali mu jeden posiłek, na który składała się miska siana i zatęchła wody.

Z dnia na dzień z lochu dobiegały coraz bardziej przerażające jęki, pomieszane na przemian z rzucanymi przekleństwami. Po kilkunastu dniach pojawił się jeszcze jeden nienaturalny dźwięk, który przerażał nawet najbardziej zatwardziałych strażników. Było to diabelskie wycie potępieńca, które rozlegało się po całej okolicy. Nikt nawet nie pomyślał, by zobaczyć, co dzieje się w ciemnym lochu, lecz nadal codziennie o tej samej godzinie spuszczano na dół celi jedną miskę z sianem i mętną wodę.

Po kolejnych kilkunastu dniach jęki ucichły. Borkowiec wyzionął ducha i nadszedł czas wyciągnięcia trupa z celi. Kat i jego pomocnicy byli doświadczeni w tego typu sprawach i niejedno w życiu widzieli, jednak nikt nie spodziewał się aż tak makabrycznego widoku.

Borkowiec karmiony sianem oszalał i nie widząc innego wyjścia, zaczął powoli gryźć swoje ciało. Kęs za kęsem obdzierał kończyny z tak upragnionego mięsa, wyjąc przy tym potępieńczo i przeklinając tych, którzy na tak straszną śmierć go skazali.

Przekleństwa miały widać wielką moc lub spodobały się złym mocą, gdyż od tej pory krzyki i potępieńcze wrzaski rozlegały się na zamku co pewien czas, strasząc jego mieszkańców. Podobno nawet dziś, w księżycowe noce, można dostrzec widmo snujące się po ruinach zamku z ciałem ogryzionym do kości i niewielką płonącą drzazgą, która oświetla mu drogę.

Po więcej ciekawych legend, zebranych podczas naszych licznych podróży zapraszam do specjalnego działu na naszym portalu.