Ci co czytają Nasze Szlaki od dłuższego czasu wiedzą, że uwielbiamy opowieści z dreszczykiem. W końcu pierwsza legenda, która zagościła na Naszych Szlakach,  opowiadała historię okrutnego karczmarza ze wsi Złe Mięso niedaleko Chojnic. Potem było jeszcze bardziej krwisto, bo pojawił się cykl o procesie chojnickich czarownic, który szturmem zdobył wielu czytelników.

Co prawda w ostatnim czasie, krwawych opowieści pojawiało się troszeczkę mniej niż wcześniej. Jednak nie oznacza to, że przerzuciliśmy swoje zainteresowania na różowe kucyki i innego rodzaju mdlące słodkości. Co to, to nie. Dlatego dzisiaj damy upust swoim krwawym żądzom i opowiemy Wam historię zbrodni jaką popełnił „Wampir ze Lwowa”, która swego czasu wstrząsnęła tym pięknym miastem.

Krwawe znalezisko we Lwowie

Jan Czyż, lwowski robotnik i dozorca, roztarł zesztywniałe od mrozu dłonie, po czym chwycił za rączki taczki i ruszył do Parku Stryjskiego. Przeszywający chłód lutowego poranka odbierał mu chęci do pracy, jednak świadomość tego, że musi wykarmić rodzinę dodawała mu sił. Po kilku minutach dotarł do hałdy piachu, służącego do posypywania oblodzonych chodników i chwycił mocno wysłużoną łopatę.

Po kolejnym uderzeniu zmrożona skorupa piachu poddała się pordzewiałemu  ostrzu szpadla, odkrywając przed robotnikiem sypkie wnętrze. Wtedy to wzrok Jana przyciągnęło coś dziwnego. Coś, na co wcześniej kompletnie nie zwrócił uwagi.

W odległości kilku metrów od góry żwiru, z którym jeszcze przed momentem toczył tak zażarty bój, odznaczała się brunatna plama, kompletnie niepasująca do białego tła stworzonego z miliardów płatków śniegu. Zaciekawiony niecodziennym widokiem przerwał pracę i wciąż zastanawiając się cóż to takiego, podszedł bliżej.

Są takie sytuacje w życiu, że krew zatrzymuje się w żyłach, tak jak by momentalnie coś ją zmroziło. I mowa tu nie o chłodzie panującym owego poranka, tylko o przerażeniu, które w jednym momencie dopadło swoją ofiarę. 

Jan zamarł,  jak manekiny  które ogląda co ranek w drodze do pracy stojące na witrynach sklepowych, gdy brunatna plama na śniegu okazała się kawałkiem postrzępionego mięsa. Stał w bezruchu  wpatrując się w odciętą dłoń, gdy w końcu głos podświadomości,  dochodzący gdzieś z za zakamarków otępiałego umysłu,  krzyknął.

Biegnij czym prędzej na policję!

Śledztwo w sprawie morderstwa

Śledczy przyjmujący zeznanie Jana zanotował coś pospiesznie w pożółkłym zeszycie i po chwili powiedział.

Niech Pan nas tam zaprowadzi.

Na miejsce przybyli kilkanaście minut później. Jan trzęsącą się dłonią wskazał w kierunku, gdzie zobaczył  zakrwawiony kawałek ciała. Policjanci podeszli bliżej. Śledczy wstrzymał ich gestem ręki, tak by nie zadeptali śladów i badawczym wzrokiem omiótł okolicę. Jego przenikliwy wzrok wychwycił jeszcze kilka podejrzanych miejsc, które kolorystycznie odbiegały od wszechogarniającej bieli.

Wezwać psy tropiące! – Rzekł stanowczym głosem i po chwili dodał. – Miejsce zabezpieczyć i niech nikt nie waży mi się tutaj chodzić! Mamy psychopatę na wolności.

Momentalnie park zaroił się od funkcjonariuszy policji i gapiów. Na miejsce przybyli także dziennikarze, dla których makabryczna zbrodnia oznaczała świetny temat na artykuł. Wszyscy z zapartym tchem śledzili pracę techników zbierających rozczłonkowane kawałki ciała.

Jak napisał później „Tajny Detektyw” – ilustrowany tygodnik kryminalno- sądowy.

– „Wszystkie kawałki ciała (…) noszą ślady spalenia, przyczem łącznie ważą 14 kilogramów

Jednak tutaj pojawia się pytanie – co się stało z resztą i kto jest tragiczną ofiarą zbrodni?

Dochodzenie do prawdy

Odpowiedź przyszła nieoczekiwanie już po kilkunastu godzinach. Na policję zgłosiła się kobieta, która tego dnia umówiła się z nieznajomym na kupno płaszcza. Jak zeznała na policji, garderoba, którą miała okazję dobrze obejrzeć zabrudzona była czymś, przypominającym ludzką krew. Odmówiła więc zakupu, a usłyszawszy opowieść o tajemniczym morderstwie, które lotem błyskawicy obiegło cały Lwów, skojarzyła fakty.

W tym samym czasie na trop  bestii wpadł także posterunkowy, który jak się później okazało znał sprawcę. Był nim Hieronim Cybulski, inwalida wojenny, który dostał pozwolenie na prowadzenie malutkiego kiosku z tytoniem. W dniu znalezienia szczątek, które zaczęto odnajdywać także w innych punktach miasta, posterunkowy przybył do kiosku z zamiarem zakupu papierosów.

Gdy dotarł na miejsce zauważył Cybulskiego, który akurat wychodził ze swojego sklepiku. Jego uwagę przykuło malutkie zawiniątko, które Cybulski niósł pod pachą.  Na pytanie.

Cóż to takiego? – Odpowiedział lakonicznie, że to specjalne zamówienie dla klienta, które ma dostarczyć osobiście.

W zasadzie nie było w tym nic dziwnego, jednak jeszcze tego samego dnia posterunkowy spotkał kioskarza ponownie. Po raz kolejny sprzedawca, niósł pakunek owinięty w dość mocno przybrudzoną gazetę. Po przyjrzeniu się jej bliżej i zwróceniu uwagi, że pakunek jest podobny do tych, które jego koledzy znajdują w różnych częściach miasta policjant nabrał podejrzeń. Nie czekając ani chwili zgłosił ten fakt swoim przełożonym

Aresztowanie Hieronima Cybulskiego

Funkcjonariusze otoczyli szczelnym kordonem kiosk w którym jak podejrzewano popełniono okropną zbrodnię. Dowodzący śledztwem wraz dwoma policjantami zapukali w drewniane drzwi i weszli do środka.

Cybulski wampir ze Lwowa

Dziennikarze Expressu Wieczornego Ilustrowanego, którzy zjawili się na miejscu zbrodni w tym samym momencie co kryminalistycy, napisali później:

Gdy policja wkroczyła do jego kiosku, Cybulski zajęty był gotowaniem herbaty, przyczem tym samym nożem, którym ćwiartował zwłoki ofiary, KRAJAŁ SŁONINĘ

W tym przypadku dziennikarzy nie poniosła wyobraźnia i nie podkoloryzowali momentu aresztowania Cybulskiego. Krwawy kioskarz miał się wręcz uprzejmie zapytać policjantów.

Czy Panowie do mnie? Ja przecież nic nie zrobiłem. To była tylko prostytutka!

Po wyprowadzeniu podejrzanego rozpoczęto przeszukiwanie malutkiego pomieszczenia. Zabezpieczono między innymi narzędzie zbrodni i rzeczy należące do ofiary, którą w toku śledztwa zidentyfikowano jako Emilię Szew. Oprócz tego w kiosku znaleziono kolejne części ciała – odcięte palce, płaty skóry i co najważniejsze, znaleziono głowę ofiary. Zawinięta była w worek foliowy i utknęła w siedzisku, na którym całe dnie spędzał Hieronim obsługując klientów.

Rozprawa i kontrowersyjny wyrok

Rozprawa toczyła się w trybie wręcz błyskawicznym. Wszak ilość zgromadzonych dowodów jednoznacznie obciążała  Cybulskiego. Nie było wątpliwości, że weteran wojny Polsko – bolszewickiej, którego kilka lat temu, w obawie o swoje i swoich dzieci życie opuściła żona,  jest winny.

Wizja lokalna, w której uczestniczył oskarżony ujawniła kulisy przerażającej zbrodni. W noc morderstwa Hieronim Cybulski miał spędzać miłe chwile z ofiarą w swoim kiosku. Nie była to pierwsza prostytutka, która świadczyła mu tutaj swoje usługi. Cybulski był znany z orgietek urządzanych w miejscu swojej pracy, które jednocześnie pełniło funkcję jego mieszkania.

Tym razem jednak niczego nieświadoma Emilia, upojona uprzednio dwoma butelkami wódki, miała dokonać tutaj swojego żywota. Oskarżony zeznał, że to sama poszkodowana targnęła się na swoje życie zażywając cyjanek potasu. Jednak prokuratorzy nie dali temu wiary. Otruć ją miał sam Cybulski, który patrzył z nieskrywanym podnieceniem na męki konającej ofiary. W końcu gdy kobieta wyzionęła ducha Cybulskiego ogarnęła ekstaza wymieszana z lekką dozą paniki.

Osoby które miały okazję go poznać, znały jego nienaturalny pociąg do krwi. Podniecał go widok i zapach lepkiej cieczy płynącej w żyłach. Upust swoim żądzom dawał poprzez zabijanie bezdomnych psów, które później obdzierał ze skóry. Tym razem siekiera, piła i niebywale ostry nóż, miały posłużyć do poćwiartowania człowieka.

Sędzia wysłuchawszy zeznań oskarżonego oraz relacji śledczych zamilkł na dłuższą chwilę. Spojrzał w oczy Cybulskiego, a cały Lwów wstrzymał oddech czekając na wyrok. Krwawy Kioskarz wysłuchał go ze  łzami w oczach, błagając o to by nie pozbawiano go życia. Gdy zapytano go, o ostatnie słowo ten odpowiedział.

Przyznaję. Popełniłem ciężką zbrodnię, ale chcę żyć. Proszę o łaskę!

Łaski jednak nie mógł doświadczyć. Co prawda nie orzeczono wyroku śmierci, gdyż czynnikiem łagodzącym miał być fakt, że w momencie popełniania przestępstwa nie był w pełni świadomy swoich czynów. Wpływ na jego zachowanie, zgodnie z opinią biegłych, miała jego choroba alkoholowa wraz z nieleczoną kiłą, która znacząco wpływała na jego psychikę.

28 lutego 1934 roku Hieronim Cybulski, za morderstwo i jak to ujął sędzia „za bestialskie pastwienie się nad zwłokami” został skazany na karę dożywocia.

Czy to koniec opowieści?

Wkrótce miasto zapomniało o „Wampirze ze Lwowa”. Dziennikarze znaleźli inne tematy, które rozpalały wyobraźnię czytelników. Jedynie strażnicy wiedzieli, że osadzony w ciemnej celi Hieronim Cybulski jest sprawcą ohydnej zbrodni, która wstrząsnęła miastem Lwa.

Nasza opowieść mogła by się tutaj już zakończyć. Jednak jak się okazało kilka lat później wybuchł największy konflikt zbrojny, który podpalił cały świat. W roku 1939 korzystając z zawieruchy wojennej osadzeni w więzieniach zostali wypuszczeni na wolność. Wśród nich był Cybulski.

Do dziś nie wiadomo, co działo się z nim dalej i czy przypadkiem w napadzie szału nie zamordował kolejnej osoby, dając upust swoich chorym żądzom.