Kornwalia była domem dla wielu piratów i korsarzy na przestrzeni minionych wieków. Z powodu biedy i beznadziei ludzie ruszali w morze w poszukiwaniu przygód i zmian. Duża ich część zostawała piratami, gdyż był to najprostszy sposób na zdobycie majątku.

Podczas wyprawy przez tę część Zjednoczonego Królestwa, trafiliśmy pewnego wieczoru do pubu nad brzegiem morza i usłyszeliśmy historię o piracie i legendarnym piekielnym statku. Historia ta jest na tyle ciekawa, by dziś Wam ją opowiedzieć.

Legenda z Kornwalii o piekielnym statku i potępionym piracie, po którego upomniało się piekło

Piracki okręt na morzu podczas burzy

Historia rozpoczyna się pewnego jesiennego popołudnia, gdy słońce nie miało już sił, by ogrzewać okoliczne wody, do wybrzeża półwyspu kornwalijskiego zbliżył się nieznany okręt. Ludzie stojący na nabrzeżu natychmiast schowali się za okoliczne skały i drzewa, bo wiedzieli, że wizyty takie nie wróżą niczego dobrego.

Ci odważniejsi, którzy zostali w pobliżu wody i obserwowali tajemniczy statek, dostrzegli, jak na pokład wyprowadzany jest wysoki mężczyzna. Jego ograniczone ruchy świadczyły o tym, że musiał być skuty potężnymi, żelaznymi kajdanami.

Siłą wepchnięto więźnia do szalupy, a następnie grupa uzbrojonych marynarzy popłynęła w kierunku piaszczystej plaży. Nie dopływając nawet do brzegu, rozkuli mężczyznę, który natychmiast, niczym dzikie zwierzę rzucił się na swoich strażników. Zdołał powalić jednego z nich, lecz z tak wieloma ludźmi nie miał szans i po chwili wylądował z pluskiem za burtą łodzi.

Szalupę natychmiast skierowano w stronę okrętu, pozostawiając mężczyznę swojemu losowi. Ten jednak zdołał dopłynąć na stały ląd i po krótkiej chwili odpoczynku rozejrzał się po okolicy i zniknął w pobliskich kniejach.

Stary pirat z fajką

Długo nie trwało, jak o przybyszu zaczęło robić się głośno. Okazało się, że porzucony marynarz był słynnym piratem. Co gorsza, była to osoba tak nikczemna, o duszy czarnej jak smoła, że  właśnie to było głównym powodem porzucenia go przez własnych kamratów na kornwalijskiej ziemi. Przed okrutną śmiercią z rąk innych piratów uratował go piracki kodeks, który zabrania mordowania kapitana.

Pirat osiedlił się w małej opuszczonej chacie we wsi Cadgwith i pozostawiony bez dobytku przez piratów, niejednokrotnie kładł się spać głodny. Ludzie omijali jego domostwo z daleka, a i on unikał okolicznych mieszkańców i tylko nocami, by okraść nieostrożnych kupców.

Jednak kradzieże na lądzie nie mogły zastąpić tego, co kochał najbardziej; pirackiego rzemiosła. Często spoglądał z utęsknieniem w morze, gdzie raz po raz można było zauważyć łopoczące żagle. Wówczas złość w nim wzbierała niczym fala przypływu. Któregoś dnia w brzeg uderzył sztorm, a niebo pociemniało tak, że jedyną wskazówką dla żeglarzy nawigujących przy brzegu były światła latarni, przystąpił do działania.

Wziął latarnię i przywiązał ją do karku konia, którego udało mu się ukraść i ruszył wolno szczytem wysokich klifów. Poruszający się koń oświetlony płomieniem z latarni wyglądał z oddali jak oświetlenie rufowe statku, ściągając niczego niespodziewających się żeglarzy ku skalistej zatoce, gdzie ich okręty rozbijały się na drobne drzazgi.

Legenda z Kornwalii. Pirat rabuje wrak rozbitego statku

Ten, kto przeżył spotkanie ze skałami, musiał zmierzyć się z toporem pirata, który z całym okrucieństwem traktował rozbitków, rozłupując ich głowy obuchem topora, gdy oszołomieni biedacy próbowali wydostać się na brzeg. W ten sposób zatapiał kolejne statki i plądrował wraki.

Stan ten trwał przez wiele lat, dopóki pirat się nie zestarzał i już nie miał sił, by kontynuować niecny proceder. Stary korsarz walczył do końca ze starością, ale śmierć w końcu upomniała się i o niego. Dwaj rolnicy z pobliskiej wioski właśnie kończyli prace polowe, gdy niespodziewanie zerwał się wiatr, a do uszu wieśniaków dobiegł tubalny głos.

Czas nadszedł, ale mężczyzna się nie pojawił! – Mężczyźni spojrzeli na siebie zdziwionym wzrokiem, a następnie w kierunku morza, z którego dobiegły te niespodziewane słowa.

Tam ujrzeli potężny statek o burcie czarnej jak sadza w kominie, zresztą nie tylko kadłub statku był czarny, czarne były także i żagle i olinowanie. Za tym dziwnym okrętem kłębiły się jeszcze czarniejsze chmury, co chwila rozświetlane przecinającymi je błyskawicami. 

Rolnicy rozejrzeli się dookoła i ujrzeli, że mrok spowija także, stojący nieopodal dom starego pirata. Wyglądało to tak, jak by ciemność z samego piekła zgromadziła się tylko wokół tego domostwa. Przerażeni mężczyźni natychmiast pobiegli do wioski, by ostrzec innych, że dzieje się coś niezrozumiałego.

We wiosce uradzili z innymi mieszkańcami, że dobrze byłoby przyjrzeć się dziwnemu zjawisku. Wybrali najodważniejszych spośród siebie, którzy natychmiast wyruszyli do przeklętego domu. Po przybyciu na miejsce stanęli w bezpiecznej odległości od spowitej w mroku chałupy. Niewielka grupka składająca się z dwóch rolników, wiejskiego lekarza i pastora niepewnie zbliżyła się do chałupy, lecz to, co zobaczyli w jej wnętrzu, odebrało im resztę odwagi.

Stary pirat rzucał się w agonii na swoim łożu, a ciemna postać bez twarzy stała nad nim, patrząc, jak starzec wyje z bólu. Nagle konający pirat dostrzegł przybyszy i wykrzyczał:

Diabeł wbija mi pazury w ciało, niczym jastrząb wbija szpony w swoje ofiary!!… Wyrzuć marynarzy za burtę, niech szczezną!!… Klecho, pomóż mi!! – Usłyszawszy to pastor, mimo swoich skromnych umiejętności, przystąpił do wypędzania diabła z pomieszczenia. Początkowo wydawało się, że idzie ku dobremu, a demon zaczyna się cofać i zmniejszać, to ostatecznie próba wypędzenia złego okazała się bezcelowa.

Demon diabeł ogień i zadymione pomieszczenie AI

Nagle potężny huk wypełnił pomieszczenie, ziemia zatrzęsła się, a dach chaty stanął w płomieniach. Przerażeni ludzie z krzykiem wybiegli z domu, zostawiając pirata sam na sam z czarnym sługą piekieł. Wtedy to chmura burzowa, która przybyła razem z czarnym okrętem przykryła dom całkowicie i spowiła całkowitą ciemnością. Odważnie mieszkańcy wsi skryci za skałami zobaczyli w końcu, jak chmura rozwiewa się i nagle poganiana wiatrem odpływa w kierunku piekielnego okrętu, który również poruszony wiatrem znikną w szalejącej na morzu burzy.

Minęło wiele dni, nim mieszkańcy wsi odważyli się ponownie wrócić do chaty starego pirata. Pośród zgliszczy znaleźli jego poszarpane ciało i oderwaną głowę, na której zastygł grymas bólu i strachu. Jeszcze tego samego dnia przygotowano trumnę, tak by, jak najszybciej pozbyć się kłopotliwych zwłok.

Wiele lat później wspominano jeszcze w karczmach, że gdy niesiono trumnę na cmentarz, za orszakiem szedł czarny wieprz, który dołączył do żałobnej procesji nie wiadomo skąd. Gdy procesja w końcu dotarła do schodów kościoła, ponownie rozpętała się  burza, podobna do tej, którą mieli okazję obserwować kilka dni wcześniej, gdy umarł pirat. Wiatr był tak silny, a deszcz zimny, że ci, którzy nieśli trumnę, musieli upuścić ją, nim jeszcze weszli na poświęconą ziemię. Podobno w momencie, gdy trumna dotknęła ziemi, z nieba gruchnął potężny piorun i roztrzaskał drewnianą skrzynię i jej zawartość na drobne kawałki.

Zgromadzeni w kościele przeczekali nawałnicę i dopiero gdy  potępieńcze wycie wiatru ustało, wyjrzeli ostrożnie na zewnątrz budynku. Trumny już nie było, pozostał jedynie wypalony ślad na ziemi, który jeszcze przez wiele lat można było zauważyć.

I tak kończy się historia pirata, o którego upomniał się sam diabeł.

Angielska wersja językowa