Tym razem szlak wiedzie nas do Alzacji, największego rejonu produkującego wina we Francji. Nim jednak trafiliśmy do tej serem pachnącej i winem płynącej krainy, musieliśmy przejechać szmat drogi. Wyprawa rozpoczęła się jak zwykle w Bristolu w południowo-zachodniej Anglii.

Początek wyprawy do francuskiej Alzacji


Zapakowaliśmy auto wczesnym rankiem, później tylko tankowanie i wyjazd na autostradę wiodącą do Dover. Dover to miasto, z którego zazwyczaj przeprawiamy się z wyspy na kontynent. Jest ono bardzo ciekawym miejscem, ale to już temat na kolejny artykuł. 

Najczęściej decydujemy się korzystać z usług francuskiego przewoźnika Nortfolkline, są najtańsi, a ich dwa promy wypływają co dwie godziny w kierunku Francji… no i później wracają : )

Płaci się tylko za samochód nie za ilość osób w aucie. Cena zależy od wielkości auta, pory roku oraz oczywiście pory dnia. Najtaniej jest w nocy i nad ranem. Tym razem wypływamy o godzinie 18:00 15 lutego. Cena przeprawy w obie strony to ok. 60 funtów. Rejs trwa 2 godziny wiec doliczając różnice czasową w Dunkierce jesteśmy o godzinie 21.

No i jesteśmy w Europie

GPS pokazuje, że do celu, czyli Baden w Szwajcarii skąd zabieramy ostatniego członka wyprawy, pozostało ok 500 mil, co daje nam ponad 750 km… hmm kawał drogi. Celowo nadrabiamy kilka mil jadąc na wschód do granicy z Belgią. Powodem są płatne autostrady we Francji, drogie i nie najlepszej jakości. Bramki pojawiają się niespodziewanie i stanowczo zbyt często.

We wcześniejszej wyprawie popełniliśmy błąd. Wyruszyliśmy przez Francję i straciliśmy sporo nerwów no i oczywiście sporo euro. Nauczeni doświadczeniem wybieramy w nawigacji opcje „omijaj drogi płatne” i kierujemy się w stronę Belgii w kierunku na Ostendę. Potem Brugia, Gandawa i prosto jak strzelił, aż do Brukseli.

Dlaczego dobrze jest nadrobić parę mil i pojechać przez Belgię

Jeżeli macie więcej czasu proponuję zostać kilka dnie w stolicy Belgii. To niesamowite miasto, pełne zabytków i ciekawych historii. Poza tym to tutaj tętni serce Unii Europejskiej, NATO i to tutaj właśnie swoją siedzibę ma król Belgi. Swoje siedziby mają tu wszystkie najważniejsze urzędy Unijne. My jednak jedziemy dalej.

Bez problemów przemierzamy Europę aż do Luksemburga. Jest on notabene jest drugim powodem, dla którego wybraliśmy tą trasę.

Tani Luksemburg

Luksemburg to miejsce, gdzie akcyza na wszelkie dobra jest najniższa w całej Unii Europejskiej. Tak więc robimy przystanek na pierwszej stacji paliw i wlewamy do baku ropę w cenie ok 1 euro, gdzie na stacji niedawno mijanej jeszcze po stronie Francuskiej, cena wynosiła 1.40 euro. Jak więc widać warto było nadrobić kilka mil by napełnić naprawdę wielki bak naszego pożeracza szos tanim paliwem.

Reszta drogi minęła bez problemów. Pamiętać należy jednak o zabraniu własnej muzyki, gdyż mknąc przez Europę nawet, gdy znajdziemy dobrą stacje radiową to zostawimy ją za plecami bardzo szybko. Chyba że ktoś lubi francuskie przeboje, gdy trafi się ostrzejszy rockowy kawałek to potrafi być wesoło.

Po krótkim odpoczynku przy granicy szwajcarskiej, zjawiliśmy się w Baden.

artur-baumann-alzacja-francja

Artur zapakował się sprawnie i szybko  przy wybuchach radości wynikającej ze spotkania po długim czasie. Ruszyliśmy w dalszą drogę czyli do serca Alzacji. Trzeba pamiętać, że w Szwajcarii autostrady są płatne i przyjemność podróżowania nimi kosztuje nas 40 Franków rocznie (ok. 30 Euro). 

Droga przez Szwajcarię 

Po wypłaceniu tej kwoty dostajemy winietkę, którą naklejamy na przednią szybę i tym samym stajemy się użytkownikami Szwajcarskich autostrad na najbliższy rok kalendarzowy.

Jeżeli zdecydowalibyśmy się zaoszczędzić tych kilka euro i przeznaczyć je na tak szlachetny cel jak np. wino w niedalekiej już krainie francuskich winnic, zmuszeni bylibyśmy korzystać z dróg publicznych bardzo dobrych lecz stanowczo ograniczających naszą mobilność przez przedziwne zakazy prędkości (przeważnie nie więcej niż 50 km/h). Zatem tak wykup winietki zdecydowanie polecamy.

Już po kilkudziesięciu kilometrach mijamy granicę szwajcarsko-francuską. Szwajcaria nie jest członkiem Unii Europejskiej więc nie obowiązuje tu ustawa z Schengen. Tak więc zostajemy sprawdzeni przez celników i łaskawie wypuszczeni po kilku minutach.

Znów jesteśmy we Francji

Obraz za oknem zmienia się radykalnie z każdym przejechanym kilometrem. Krajobraz przemysłowy stopniowo przechodzi w typowo rolniczy. Pojawiają się pierwsze winnice a w oddali majestatyczne wzgórza. My postanawiamy pojechać prosto do hotelu, by odpocząć po prawie dobie spędzonej w aucie i ponad 1000 km więcej na liczniku.

Park Narodowy Ballons des Vosges

Kierujemy się więc bezpośrednio do niewielkiej miejscowości Rouffach leżącej na skraju Francuskiego Parku Narodowego Ballons des Vosges, gdzie czeka na nas zarezerwowany wcześniej hotel.

Zmieniamy jednak zdanie gdy wyczuwamy zapach gorącej, słodkiej przyjemności czyli słynną fabrykę czekolady Chocolaterie Daniel Stoffel w Haguenau. Już z odległości kilometra drażniła nasze nosy rozkosznym zapachem, przyciągając do siebie jak osę do wysmarowanego lodem dziecka. Jeżeli już o dzieciach mowa to miejsce to, jest spełnieniem marzeń każdego z nich.

Po wejściu do środka czekolada otacza nas z każdej możliwej strony. Znajdziecie czekoladowe wyroby w każdym smaku i kolorze – od mojej ulubionej białej, przez różnego rodzaju mleczne i kończąc na czarnych deserowych.

Pachnąca fabryka czekolady

Z czekolady wytwarza się tu dosłownie wszystko. Znaleźliśmy figurki znanych postaci, czekoladowe ozdoby, czekoladowe przedmioty użytku codziennego, czekoladowe prezenty okolicznościowe i wiele innych przedziwnych zjawisk, oczywiście również czekoladowych.

Wielka atrakcją jest możliwość brania udziału w procesie produkcji. Za niewielką opłatą można samemu stworzyć coś niepowtarzalnego a dzięki nadzorowi artysty cukiernika może to być nawet całkiem ładne. Niestety właściciele nie życzą sobie by odwiedzający to siedlisko pokusy upamiętniali na zdjęciach. Trzeba więc odwiedzić ich stronę www lub osobiście wybrać się do tego bajkowego miejsca.

Umazani czekoladą wracamy do auta i jedziemy do hotelu Ville de Lyon.

Hotel Lyon

Gdy docieramy na miejsce, zaskakuje nas urok miasteczka i sam hotel. Oferuje pełne wyżywienie (śniadanie wliczone w cenę resztę posiłków można dokupić osobno). W hotelu dostępny jest basen i jacuzzi, korzystać z nich można praktycznie całą dobę. Śniadanie do wyboru, kontynentalne lub miejscowe specjały takie jak pyszne sery i kiełbasy… brakowało tylko wina, ale prosić o nie przy śniadaniu było nieco krępujące 🙂

Miasteczko Rouffach otoczone jest winnicami i gdziekolwiek nie pójdziemy zawsze na nie trafimy. Niestety był luty i nie można było podkraść winogron, które podobno według miejscowych, posiadają nie tylko niepowtarzalny smak i zapach, ale też właściwości lecznicze gdy są odpowiednio podane.

Prawdopodobnie chodzi o postać wina z nich pędzonego podaną w większej ilości 🙂 Podczas spacerów spotkaliśmy kilka osób, mówiących pięknym językiem z nad Wisły, jak widać świat jest nas pełen.

Miasteczko jest urocze i ciche, z danych do których dotarliśmy zamieszkuje je niewiele ponad 4 000 mieszkańców zajmujących się przede wszystkim turystyką, rolnictwem i winiarstwem. Jest więc wymarzonym miejscem wypoczynku dla ludzi szukających ciszy i spokoju. My oczywiście szukamy czegoś więcej, a o tym co znaleźliśmy napiszemy w następnym artykule z wyprawy do Alzacji.

O francji pisaliśmy już wcześniej na naszym blogu

Muzeum Luwr w Paryżu
Paryż z Arturem – W obiektywie Vivien
Dwa dni w Paryżu z Łukaszem Kamińskim
Wieża Eiffla – Znana atrakcja stolicy Francji
Muzeum Motoryzacji i Kolejnictwa Cite du Train