W naszej historii wiele jest sytuacji, które udowadniają, że ludzie głupi, niewykształceni podatni na manipulacje z głowami wypchanymi zabobonami, gotowi są na najgorsze czyny w imię strachu i pogardy dla wiedzy oraz ludzi.

Legendę, a w zasadzie relację z wydarzeń, które miały miejsce tak dawno, że stały się legendą, usłyszeliśmy w małżeńskiej wsi Krzyżanów, leżącej nieopodal Lewina Kłodzkiego.

Legenda o zawiści, fałszywym oskarżeniu i głupocie prostaczków z Lewina Kłodzkiego

Dawno, dawno temu w czasach kiedy jeszcze mroki średniowiecza spowijały umysły i rzadko kiedy znajdowała się osoba światła, która owe mroki rozpraszała, w małej miejscowości położonej w Kotlinie Kłodzkiej; Lewinie Kłodzkim zamieszkiwało młode małżeństwo.

Duchacz, bo takie było imię mężczyzny, zajmował się garncarstwem i robił to z niemałym powodzeniem, a wszystko dzięki swojemu ojcu, który nauczał go fachu od dziecka. Gdy już lekko podrósł, spotkał Brodkę, piękną niewiastę, w której zakochał się bez pamięci. Nie trwało długo, jak poprosił rodzinę dziewczyny o rękę, a ci widząc w garncarzu dobry materiał na zięcia, pobłogosławili młodym na ich dalszej drodze życia.

Żyli tak sobie w Lewinie Kłodzkim, pracując w pocie czoła i kochając się coraz to mocniej. Garnki lepione z pieczołowitością przez zakochanych były pierwszej jakości, o wiele lepsze niż te wypalane przez innych garncarzy. Nie ma się więc czemu dziwić, że niedługo pod domem garncarza i jego pięknej małżonki ustawiły się kolejki kupców, gotowych płacić każde pieniądze za ich wyroby. Majątek młodych zaczął rosnąć w niebywałym tempie, a fakt, że nie byli osobami rozrzutnymi, pomagał im w bogaceniu się. 

Garncarz lepi miskę z miękkiej gliny

Jak wspomniałem, były to czasy mroczne i mrok spowijał dusze większości prostego ludu. Gdy ktoś inny dochodził do majątku swoją ciężką pracą, to natychmiast pojawiały się głosy po jarmarkach i karczmach, że na pewno to za pomocą konszachtów z diabłem oraz mocy nieczystej biorą się te ich dobra, nie inaczej było w tym przypadku. Być może plotkę tę zasiał konkurencyjny garncarz, którego wyroby nie cieszyły się taką popularnością jak te od Duchacza. Może to był pleban z miejscowej parafii, któremu nie w smak było, że tak bogate małżeństwo tak mało daje na tacę. Jednak to już nie jest istotne. Ważne jest to, że plotka o tym, że Brodka jest czarownicą, rozeszła się po okolicy w tempie błyskawicznym.

Feralnego dnia Duchacz wybrał się ze swoimi towarami na jarmark do Wrocławia, by tam znaleźć jeszcze większą rzeszę nabywców. Ucałował na pożegnanie swoją ukochaną, która została, by doglądać domostwa pod jego nieobecność. Biedak wyruszył w drogę, nie przeczuwając zbliżającej się tragedii.

Wieczorem pod dom Brodki przybyli pijani mężczyźni z powrozem.  Brodka broniła się, jak mogła, szarpała, krzyczała i gryzła, jednak zdeterminowani oprawcy byli po stokroć silniejsi od tej drobnej niewiasty i już niedługo związana leżała u stóp plebana, który trzymając krzyż w jednej dłoni, a w drugiej biblię rozpoczął egzorcyzmy.  Wypędzanie demona trwało całą noc i było tak intensywne, że nad ranem, gdy jeszcze kur nie zdążył oznajmić światu, Brodka wyzionęła ducha, a jej umęczone ciało, zgodnie z panującym przekonaniem pogrzebano na rozstaju dróg.

Płonąca na stosie kobieta, czarownica i wiedźma

Po kilku dniach Duchacz powrócił do domu, gdzie przywitały go wyrwane z zawiasów drzwi i roztrzaskane meble.

– Brodka!! Brodka!! – Wołał spanikowany garncarz, lecz nie było żadnej odpowiedzi.

Przeczuwając najgorsze, pobiegł do miasta i zaczepiając każdego napotkanego przechodnia, pytał się ze łzami w oczach, czy coś wiedzą na temat jego żony. Nie odpowiedział nikt. Garncarz biegał od domostwa do domostwa, aż w końcu trafił do plebana, który patrząc mu prosto w oczy, wyjawił całą przerażającą prawdę. Takiego ryku wydobywającego się z gardła człowieka jeszcze ta ziemia nie słyszała. Rzucił się oszołomiony Duchacz na oprawcę swojej żony i już miał wymierzyć mu sprawiedliwość, gdy coś tępego uderzyło go w potylicę. Pociemniało mu w oczach, zachwiał się i upadł bezwładnie twarzą na zimną posadzkę.

Sąd wydał werdykt szybko i sprawnie. Oskarżono garncarza o stosunki cielesne z siłami nieczystymi i jeszcze tego samego dnia wykonano wyrok, śmierć przez powieszenie.

Opowieść w tym miejscu mogłaby się zakończyć, jednak coś dziwnego zaczęło dziać się w okolicy. Ludzie zaczęli widywać zjawy i dziwne poruszenie na skraju widzenia. Zaczęto opowiadać o duchu przybierającym postać młodego mężczyzny, któremu towarzyszyła łkająca niewiasta.

Od czasu do czasu kogoś ciemną nocą coś pchało brutalnie na ścianę, łamiąc kości lub wybijając zęby. Innym razem coś niewidzialnego zepchnęło kogoś ze schodów, a  jeszcze innemu roztrzaskało wszystkie naczynia w domu. Złośliwy poltergeist nie przepuszczał żadnej okazji, by uprzykrzyć życie mieszkańcom Lewina.

– Nie ma rady. Trzeba wykopać ciało czarownicy! – Rzekł poturbowany pleban, którego niewidzialna siła cisnęła z ogromną siłą na konfesjonał.

– Trzeba przebić jej serce kołkiem, to w końcu da nam spokojnie żyć. – Jak postanowił, tak z grupą wieśniaków uczynił.

Urządzono procesje na miejsce pochówku i odkopano prowizoryczny grób. Klecha chwycił osikowy kołek, przyłożył ostro zakończony koniec do gnijącej już piersi Brodki i uderzył w niego z całej siły młotem, a krew chlusnęła jak z żywej osoby.  Po tym po raz kolejny zasypali ciało nieszczęsnej kobiety i oddalili się do swoich domostw, ciesząc się z opanowania sytuacji. Jednak już niedługo przekonali się, że nic to nie pomogło. Wręcz przeciwnie, gniew ducha był jeszcze większy.

Wieśniacy rozkopujący groby. Księżycowa noc na cmentarzu

Przerażeni ludzie udali się po raz kolejny na miejsce pochówku i rozkopali po raz kolejny mogiłę. To, co zobaczyli, zmroziło im krew w żyłach. Kołek wbity z taką siłą kilka dni wcześniej w pierś kobiety, teraz znajdował się zagryziony w jej ustach, a zaszłe mgłą oczy wpatrywały się nienawistnie w przerażone twarze wieśniaków.

–  Spalmy ją!! To nasza jedyna szansa, by pozbyć się tej zjawy. Inaczej nas wszystkich pozabija. – Krzyknął ktoś z zebranego tłumu.

Nie widząc innej możliwości, wywleczono ciało Brodki, położono ją na szybko skleconym stosie i podpalono.  Tłuszcz wytapiając się z ciała, podsycał płomienie i już po kilku godzinach pozostały tylko dymiące prochy, które po zebraniu  rozrzucono na rozstaju dróg.

Po tym obrzędzie zjawa ucichła, jedynie od czasu do czasu w miejscu rozsypania prochów pięknej dziewczyny słychać szlochanie. Nawet dziś wielu twierdzi, że dziewczyna opłakuje niesprawiedliwość, jakiej doznała ona i jej kochany mąż z rąk swoich sąsiadów.

W naszym dziale z legendami znajdziesz dużo więcej historii, które zebraliśmy podczas naszych licznych podróży.