Dawno, dawno temu w jaskini znajdującej się w północnej części wyspy Langkawi swoje legowisko urządziły trzy kobiece demony. Zaiste straszne to były stworzenia. Ci nieliczni którzy mieli sposobność zobaczyć je i przeżyć, opowiadali z wielkim przerażeniem w głosie o ich ohydnej fizjonomii, na widok której nawet najmężniejszy człowiek stawał jak sparaliżowany.

Straszne ślepia, który błyszczały w zapadłych oczodołach wyszukując swoich nieostrożnych ofiar były niczym w porównaniu z resztą.Wychudzone, nienaturalnie powykręcane ciało, ogromne szpony na wszystkich kończynach, ostre jak brzytwa kły  i bardzo długie czarne włosy opadające na ohydną gnijącą twarz dopełniały reszty. 

Jak by tego jeszcze było mało, istoty te posiadły zdolność latania, tak że nie miały problemu z poruszaniem się po klifach i co najgorsze potrafiły zmienić swoje ciało tak, by niczego nie podejrzewającym marynarzom pojawiać pod postacią pięknej kobiety, kuszącej strudzonego wędrowca krągłymi kształtami i pięknym głosem niosącym się wśród wzburzonych fal.

Nie wiadomo skąd się wzięły. Według niektórych  po prostu były tam od zarania dziejów zrodzone z trzewi wyspy , z kolei inni opowiadali, że przybyły z dalekich krajów by szerzyć terror wśród mieszkańców. Jeszcze inni wierzyli, że te straszne demony o zniekształconych kobiecych kształtach były wcześniej kobietami, które umierały podczas rodzenia  dziecka, które  także po niedługim czasie umierało. Tubylcy nazywali je Langsuir, lecz my znamy je pod inną nazwą – Syreny.

Jedyne co było wiadomo, że tej części wyspy należy się wystrzegać. Mimo powszechnej wiedzy o ich miejscu żerowania,  Langsuir nie narzekały na brak pożywienia. Ba, nawet nie musiały się zbytnio starać by je zdobyć, bo ileż to razy samotny wędrowiec pobłądził podczas burzy i nieświadom czyhającego na niego niebezpieczeństwa podpływał bliżej wyspy.

Tam mamiony anielskim głosem przywoływany był do brzegu na którym, o ile miał szczęście rozbijał się i umierał od razu, a o ile szczęścia mu zabrakło przeżywał i ciało jego rozszarpywane było na żywca,  tego nie jest w stanie nikt policzyć.  Jedynie można było się domyślać po stertach, bielejących w słońcu nadgryzionych kości i popękanych czaszek, że nieszczęśników było naprawdę wielu.

Pewnego razu w morze wypłynął, tak jak czynił to codziennie od wielu lat, stary rybak. Zapakował sieci, tak skrupulatnie wykonane przez swoją ciut młodszą żonę na malutką łódeczkę i po pożegnaniu się ze swoją rodziną wyruszył na połów. Mimo swojej ułomności, jaką niewątpliwie był bardzo słaby wzrok i jeszcze gorszy słuch, które z biegiem lat coraz bardziej zanikały, był mistrzem w swoim fachu i nic nie stało mu na przeszkodzie, by mimo bardzo podeszłego wieku, dalej zaopatrywać swoich bliskich w niezliczoną ilość błyszczących w słońcu kolorowych ryb.

Tym razem jednak miało być inaczej. Morze zaskoczyło starca i mimo, że był wielce doświadczonym żeglarzem, nie zauważył on zbliżającej się burzy, które w tych rejonach pojawiają się szybko i jeszcze szybciej znikają. Fale z potężną siłą uderzały w burtę łódeczki, starając rozbić się ją w proch, jednak ta trzeszcząc odpierała każdy brutalny atak. Wiatr wył jak opętany, wciskając w oczy rybaka krople słonej wody, lecz ten, tak jak jego opierająca się żywiołowi łódź, nie poddawał się i mimo zwiotczałych mięśni, dawał odpór siłom natury.

Nagle burza ustała. Umęczony starzec padł na łupinkę dziękując bogom za ocalenie. Gdy w końcu doszedł do siebie, sprawdził stan krypy, która o dziwo nie wymagała większych napraw i pogłaskał ją czule mówiąc – No to kolejna przygoda za nami przyjacielu, czas zając się tym po co tu przybyliśmy- Po czym chwycił sieci i zarzucił je w morze.

– Siostry, spójrzcie na morze, czy to nie czasami łódeczka z naszym obiadem na pokładzie? – ochrypły, demoniczny głos odbił się on postrzępionych skał jaskini, docierając do zaropiałych otworów przypominających uszy dwóch drzemiących Langsuir, które na dźwięk słowa „obiad” otworzyły szeroko ślepia i oblizując się dopadły wylotu jaskini.

Syreny rozradowały się, bo wiele dni ich nienasycony apetyt na ludzkie mięso nie był zaspokajany. Nie zwlekając, by przypadkiem posiłek nie odpłynął wyszły przed jaskinię i stanęły na klifie. Tam przybrały postać pięknych niewiast i rozpoczęły kuszenie. Ich piękny śpiew, płynął po falach w stronę starego rybaka, niczym długa cienka lina która miała zaprowadzić go wprost w objęcia strasznego przeznaczenia.

Stała się jednak rzecz niebywała. Starzec nie reagował i dalej wykonywał swoją pracę – zarzucał sieć i wybierał ryby, których było w tych wodach jak nigdzie indziej.

Jest ich tyle, tak jak by nikt wcześniej tutaj nie łowił. Niesamowite! – mówił do siebie rybak ocierając pot z czoła, gdy po raz kolejny wyciągał z mozołem ogromne ilości trzepoczącej się w pułapce zdobyczy.

Okazało się, że to jego ułomności po raz pierwszy zadziałały na jego korzyść. Po prostu nie widział dokładnie gdzie jest, nie widział także pięknych niewiast spoglądających na niego z jaskini i nie słyszał też żadnych dźwięków.

Syreny spojrzały na siebie zdziwione, przecież nikt nigdy nie był w stanie oprzeć się ich anielskiej powłoce i demonicznemu głosowi.  Po chwili milczenia podjęły koleją próbę, która i tym razem spełzła na niczym. Zresztą każda kolejna próba zwabienia posiłku także kończyła się fiaskiem, aż w końcu stary rybak spojrzawszy na połów, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie widział, stwierdził, że już mu  wystarczy, bo jest tego tyle, że  jeszcze chwila i malutka łódeczka zatopi się pod ciężarem ryb, po czym wyruszył w drogę powrotną.

Sytuacja jaka się zdarzyła zaskoczyła Langsuir. 

Straciłyśmy swój urok! – lamentowały jedna przez drugą – Co z nami będzie, jak dowiedzą się ludzie z wyspy?! – z przerażeniem w głosie zapytała, wydawało by się, najmłodsza z nich

Ludzie tu przyjdą by nas zniszczyć! Krewni ofiar nie przepuszczą takiej okazji i zemszczą się, tego możemy być pewne! Siostry, musimy uciekać póki jeszcze możemy! Teraz!

I nim echo zdążyło ucichnąć syreny wzbiły się w powietrze  i czym prędzej odleciały z wyspy, która jeszcze przed chwilą była ich domem. Terror ustał raz na zawsze. Ludzie z Langkawi nigdy nie dowiedzieli się, kto ich uratował. Zresztą sam bohater, głuchy i krótkowzroczny rybak, który uwolnił wyspę od trzech okrutnych demonów nie był świadomy swojego bohaterskiego czynu i dalej, o ile sił mu starczało wypływał w morze na swojej malutkiej, trzeszczącej łódeczce, która była jedynym świadkiem porażki demonicznych sióstr.