Park Narodowy Doi Inthanon w Tajlandii niedaleko Chiang Mai.

Często przed zbliżającą się wyprawą zdarza się, że mamy dylemat dotyczący metody podróżowania. Najczęściej siadamy i planujemy każdy detal od biletów, tras i dojazdów a na prowiancie i bezpiecznym powrocie kończąc. Przy takich okazjach zdaje się zazwyczaj na niezwykłe umiejętności Magdy. Ma ona zdolność dopinania wszelkich drobiazgów na ostatni guzik, zwłaszcza gdy się Jej się nie przeszkadza. A potem ruszamy, nie oglądając się na innych. 

Podróże takie pełne są niewiadomych i setek mniejszych i większych przygód trafiających się po drodze. 

Park Narodowy Doi Inthanon i plan podróży

Co robić i co zobaczyć w Chiang Mai i ile to kosztuje

Czasami, jednak gdy wygodnictwo zwycięża nad pragnieniem przygody i tą odrobiną ryzyka, która pojawia się podczas wędrówek na własną rękę, sięgamy po oferty lokalnych biur podróży. Taka właśnie sytuacja przytrafiła się nam pewnego, pogodnego poranka w Tajlandii. Piliśmy kawę na tarasie knajpy wychodzącym na niewielką uliczkę, zagubioną gdzieś w zakamarkach Chiang Mai, rozkoszując się poranną kawą z żołądkiem pełnym niezłych naleśników.

To chyba właśnie przez te naleśniki mieliśmy strasznego lenia. Magda spojrzała na mnie znad krawędzi parującej filiżanki kawy, a oczy miała wciąż lekko zamglone, nie do końca przegnanym snem.

Park Narodowym Doi Inthanon i lokalna kawa

– Moglibyśmy posiedzieć dzień czy dwa, pić kawę, jeść naleśniki i patrzeć na to. – Wskazała wolną dłonią senną uliczkę, którą przemykali od czasu do czasu sprzedawcy ślimaków, chrupiących insektów, a nawet mioteł i koszyków.

Taras hotelu ozdobiony był roślinnością i całą masą tajskich i buddyjskich symboli. Głowy słoni wykonane z drewna lub ciosane w kamieniu patrzyły na nas znudzone, na przemian z pyzatymi posągami śmiejącego się dobrotliwie Buddy. Zielono, pachnąco i w tamtej konkretnej chwili było to najspokojniejsze miejsce na ziemi.

Droga do Parku Narodowego Doi Inthanon

Nagle jednak Magda odstawiła kawę, zamrugała powiekami i powiedziała, że możemy pojechać do parku Doi Inthanon, o którym opowiedziała jej znajoma z hotelu. To właśnie cała Magda potrafi od niechcenia poukładać nam życie. Jednak postanowiliśmy przełożyć to na kolejny dzień, a ten, który się zaczął, spędzić nie robiąc nic, poza piciem kawy i jedzeniem naleśników na przemian z ciastkami.

Wieczorem kawa zmieniła się w whisky, a senna uliczka rozbłysła pastelowymi kolorami. Gdy patrzyliśmy na zachód słońca nad miastem i słuchaliśmy mantry śpiewanej przez pobożnych mnichów w niedalekiej świątyni, nie było miejsca na ziemi, do którego chciałbym się przenieść.

Ranek nadszedł szybko, dużo szybciej niż zniknęły ślady pozostawione przez whisky w mojej głowie. Kawa jednak nieco złagodziła cierpienie, a w połączeniu z naleśnikami niemal mnie uzdrowiła.

Wyprawa do Doi Inthanon, atrakcji turystycznej w Taljandii

Zgodnie z planem zarezerwowaliśmy miejsce w autokarze wiozącym innych podróżników w pobliskie góry. Przedstawiciel firmy, która miała zająć się nami tego dnia, podjechał pod samą bramę hotelu bardzo wcześnie rano. Niewielki autobus, do którego nas zapakowano, okazał się całkiem wygodnym i zupełnie nowym pojazdem marki Toyota. Widać, że biznes dobrze się kręci i jest to bardzo pozytywny fakt. Jeżeli przewodnicy są szczęśliwi, to turyści też tacy są. Prosta zasada.

Park Narodowy Doi Inthanon, grunt to podróżować w dobrym towarzystwie

Członkiem załogi odpowiedzialnym za naszą wyprawę okazała się bardzo barwna postać. Niewielka Tajka o gabarytach dziecka ubrana w kolorowe, pstrokate ciuchy. Odzianą barwnie dziewczynę cechowała jednak chroniczna gadatliwość i dosłownie nie buzia się jej nie zamykała. W ciągu kilku minut dowiedzieliśmy się wszystkiego o tym, co nas czeka. W zasadzie mógłbym już teraz wysiąść z auta i wrócić do hotelu, a i tak czułbym się, jak po całym dniu wędrówki.

Dla kontrastu jej towarzysz, pełniący funkcję kierowcy, nie odezwał się jeszcze ani słowem. Byli zupełnie różni, ale tworzyli dobry zespół. Bardzo sprawnie pozbierali jeszcze kilkoro podróżnych z innych hoteli i bez zbędnej zwłoki ruszyliśmy autostradą na północ. Poza nami w aucie rozsiadła się para Chińskich studentów gdzieś z okolic Pekinu, para Niemców, dwoje francuzów i ktoś samotny o denerwującym stylu bycia. Szybko o nim zapomnieliśmy i niemal odruchowo zaczęliśmy go ignorować.

Park Narodowym Doi Inthanon

Droga mijała szybko. Za nami Chińczycy rozmawiali po chińsku, po lewej nieco z tyłu Niemcy mówili po niemiecku. Francuzi, zachowując schemat, mówili po francusku. Od czasu do czasu odzywał się samotny facet, ale ignorowaliśmy go, więc nie mam pojęcia, jakiego języka używał.

Nad tym wszystkich unosił się piskliwy szczebiot małej Tajki. Bezustannie mówiła do nas lub do kierowcy. Ten ostatni wciąż nie odezwał się słowem. Po dłoniach z całej siły zaciśniętych na kierownicy wywnioskowałem, że nie pierwszy raz jadą razem.

Atrakcje turystyczne Parku Narodowego Doi Inthanon

Park leży w odległości około 160 kilometrów od Chiang Mai, a droga zajęła nam trochę ponad dwie godziny. Przy okazji przekonaliśmy się, że Tajowie bardzo poważnie podchodzą do bezpieczeństwa w swoich atrakcjach turystycznych. Wjeżdżające auta są sprawdzane kilkukrotnie i chyba tylko to, iż mieliśmy kierowcę znanego strażnikom, uchroniło nas od dłuższego postoju na bramie Parku Narodowego Doi Inthanon.

Zaraz za bramą zaczęło robić się ciekawie. Droga wije się tam stromo w górę i, pomimo że silnik Toyoty wył chwilami niepokojąco głośno, poradził sobie całkiem dobrze.

Park Narodowy Doi Inthanon i wodospady Wachirathan Falls

Pierwszy przystanek, wodospady Wachirathan Falls. Spektakularny punkt widokowy niemal u podnóża góry. Z jej szczytu spadają tony wody, która rozbija się o skały tuż przed nami. W słońcu rozbita w pył woda tworzy kolorowe tęcze, które znikają i znów się pojawiają.

Jedna, dwie, trzy i więcej. Przecinają się, mieszają, a masa wody wciąż leje się z góry. Skaliste zbocze cała porośnięta jest dżunglą, na tle której pojawiające się i znikające tęczowe wzory działają na obserwatora jak wahadełko magika. Stałem jak zahipnotyzowany, aż w końcu Magda kopnęła mnie w kostkę i powiedziała, że ma już dość i wracamy. Całe zbocze góry poprzecinane jest ścieżkami, jedne są bardziej popularne, inne niemalże zagarnęła już dżungla.

Wyprawa do Doi Inthanon i spacer po lesie

Wspięliśmy się jedną z nich na sam szczyt, gdzie spokojna rzeka dociera do niemal pionowej ściany i z łoskotem leje się w dół. Poszliśmy dalej, głębiej w dżunglę gdzie trafia niewielu turystów. O dziwo natknęliśmy się na samotnika z naszego auta. Przedzierał się przez wilgotne poszycie lasu poza ścieżką i pochylony robił zdjęcia kolorowym roślinom i owadom żerującym na ich pachnących kwiatach. Podczas fotografowania emanował prawdziwą pasją, czym sporo zyskał w moich oczach.

Widok ze szczytu jest niezwykły. Aż po horyzont gęsty las tropikalny przecięty na pół gnającą w dół rzeką, fantastyczne.
Niestety musieliśmy zawrócić, by dołączyć do reszty zbieraniny w naszym autobusie. I to jest najpoważniejszy minus takich wyjazdów. Trzeba iść na kompromis dla dobra wszystkich i ściśle trzymać się planu. Nie będziemy tak podróżować zbyt często.

Nim jednak ruszyliśmy dalej, zjedliśmy lunch. Podano kurczaka, ryż, jajka i jakieś sałatki. Nic specjalnego, ale po dwugodzinnej jeździe samochodem i przedzieraniu się przez gęstą dżunglę na szczycie klifu nikt nie marudził.

Wyjechaliśmy z parkingu i ruszyliśmy pod górę. Droga w tym miejscu była naprawdę stroma. Aż wychyliłem się przez okno, by to zobaczyć. W fotelu chwilami czułem się jak kosmonauta na chwilę przed wystrzeleniem w kosmos.

Auto zatrzymało się ponownie po zaledwie kilkunastu minutach. Wyszliśmy z niego, by zobaczyć kolejny wodospad. Tym razem widok podziwialiśmy z drewnianej platformy wysuniętej poza gęsty las. Roztacza się z niej panorama na sporą dolinę. Gdzieś po drugiej stronie masy wody leją się, wypływając prosto z zielonej gęstwiny, by po jakichś stu metrach zniknąć w ciemnozielonym poszyciu dna doliny.

Wyprawa do Doi Inthanon i spacer po lesie.

Roślinność jest tam tak gęsta, że nie widać miejsca, gdzie woda zderza się z ziemią. Nie widać też koryta rzeki, tylko ją słychać. Niezwykłe miejsce, w którym warto się zatrzymać. Zresztą miejsc podobnych do tego jest w okolicy całe mnóstwo i warto pogadać ze strażnikami lub przewodnikiem, jeżeli takiego mamy o tym, co nas interesuje, a może tak ułożą przejazd, byś zobaczył to, co chcesz.

Usłyszeliśmy piskliwe ponaglenie naszej przewodniczki i ruszyliśmy w dalszą drogę. Kierowca systematycznie zarzynał silnik na niskim biegu. Mała przewodniczka piszczała, opowiadając coś, czego nikt nie rozumiał. Chińczycy rozmawiali po chińsku, francuzi po francusku i tylko samotnik z aparatem wydawał się nieco ciekawszy niż poprzednio.

Park Narodowy Doi Inthanon – Pagody Phra Mahathat Napha Methanidon oraz Phra Mahathat Naphaphon Bhumisiri

Tuż przed samym szczytem zatrzymaliśmy się, by zobaczyć słynne pagody Phra Mahathat Napha Methanidon i Phra Mahathat Naphaphon Bhumisiri. Zbudowano je dla tajskiego króla Bhumibol Adulyadeja i jego królowej Sirikit.

Bhumibola poddani uważali za dobrego króla, który był bardzo blisko związany ze swoją królową. Dlatego też po śmierci zbudowano dla nich dwie wielki pagody na zboczu najwyższego szczytu Tajlandii. Szczyt nazywa się Doi Inthanon i to od niego nazwę wziął park narodowy, przez który podróżujemy.

Wyprawa do Doi Inthanon, atrakcji turystycznej w Taljandii

Dzień był piękny, słoneczny i wilgotny. Nisko wiszące chmury od czasu do czasu zasłaniały obie pagody a czasami tylko jedną z nich lub drugą. Wrażenie niesamowitości dopełniały kolorowe, pełne kwiatów ogrody na stokach wzniesień. Mało turystów i cisza, którą zakłócał tylko wiatr przepychający białe, wilgotne chmury pomiędzy pagodami. Biała jak mleko substancja przelewała się to tu, to tam od czasu do czasu otwierając się na błękitne nieba.

Nagle piskliwy szczebiot przerwał ciszę i czar prysł. Dowiedzieliśmy się, że mamy godzinę, a nie więcej niż półtorej, by zobaczyć to, co chcemy. Jak już mówiłem, nie będziemy tak podróżować zbyt często.

Parking mieści się kilkaset metrów niżej i dokładnie pośrodku. Gdy wyszedłem z auta pagoda królowej stała po mojej lewej ręce a króla po prawej. Jak mawia bohater moich ulubionych kryminałów „Jeżeli nie wiesz, dokąd iść, idź w lewo”. Poszliśmy więc do pagody królowej Sirikit. By dostać się do świątyni, musieliśmy pokonać kilkaset stopni. Są tam schody ruchome dla mniej sprawnych fizycznie, my z nich nie skorzystaliśmy.

Na szczycie widok zatrzymał mnie w miejscu. Daleko w dole gęste lasy poprzecinane kilkoma rzekami, doliny i wzniesienia jak okiem sięgnąć. Dopiero stojąc tu na górze, można przekonać się, jak wielkie są obie świątynie. Ta, przy której staliśmy, wznosi się wysoko ku niebu. Podobnie ta na sąsiednim wzniesieniu. Tamta przez chwilę była zupełnie niewidoczna, dopiero gdy chmury przesunęły się, zobaczyliśmy jej wierzchołek, a potem ją całą.

Zgodziłem się z Madzią, że wygląda to pięknie i ruszyliśmy podziwiać ogrody. Zadbane, przycięte krzaki i kwiaty aż po horyzont. Zapach jak w perfumerii a tuż obok cała wycieczka chińczyków robiących zdjęcia wszystkiemu dookoła. Pośmieliśmy się z nich trochę i ruszyliśmy w drogę ku pagodzie króla. Zeszliśmy po schodach w okolice parkingu i ruszyliśmy ku schodom wiodącym na kolejne wzniesienie.

Wyprawa do Doi Inthanon, atrakcji turystycznej w Taljandii

Tym razem postanowiliśmy skorzystać z dobrodziejstwa, jakie dają ruchome schody. Stanieliśmy w niewielkiej kolejce stworzonej przez wspomnianych wyżej chińskich turystów. Kobieta stojąco przed nami była bardzo wysoka jak na Azjatkę, jakieś 170 centymetrów wzrostu i tyle samo w pasie. Popatrzyłem na nią zadziwiony, potem krytycznie spojrzałem na dość delikatną konstrukcję, jaką tworzyły poruszające się schody. Zerknąłem na Magdę, ta zerknęła na mnie, potem znów na schody i bez słowa ruszyliśmy ku tradycyjnym stopniom.

Nie minęło wiele czasu, gdy ziemia lekko zadrżała, a gdzieś z głębi góry dobiegło nas basowe sapnięcie i przeskoczyły obciążone do granic możliwości tryby maszyny. Dźwięk przywodził na myśl skargę lub jęk bólu. Domyśliłem się, że soczysta Azjatka właśnie ruszyła pod górę.

Świątynia poświęcona królowi Bhumibol’owi zawiera szkatułkę z jego prochami wciśniętą w niewielki, bogato zdobiony ołtarzyk. Poza tym nie różni się wiele od poprzedniej. Ją również otaczają kolorowe ogrody i kilka stawów oraz urocze mostki rozpięte nad nimi. Oboje z Magdą uznaliśmy, że są urocze.

Park Narodowy Doi Inthanon wyprawa na szczyt góry Doi Inthanon

Po wizycie w królewskich świątyniach przyszedł czas na szczyt góry. Pomimo że królewskie pagody od szczytu dzieli jedynie 3 kilometry, to różnica temperatur jest oszałamiająca. W dniu naszej wizyty na górze było zaledwie 16 stopni i wszyscy wokół nas zaczęli zakładać ciepłe kurtki, czapki i rękawice.

Lekka przesada, choć faktycznie po ponad 30 stopniach, jakie panują na dole, zrobiło się wyraźnie chłodniej. Po wyjściu z auta wita nas niewielki cokół z tabliczką informującą, że znaleźliśmy się na wysokości 2565 metrów nad poziomem morza. Są tu też strzałki kierujące turystów ku różnym szlakom. My wybieramy ten, który prowadzi prosto do omszałego, mrocznego lasu. Jest to miejsce pielgrzymek buddystów z całej Tajlandii. Podobno każdy Taj musi odwiedzić to miejsce choćby raz w życiu, by nie mieć kłopotów po śmierci.

Wyprawa do Doi Inthanon, atrakcji turystycznej w Taljandii

Szlak to w zasadzie drewniane ścieżki i mosty nad dżunglą. Wszystko tu porośnięte jest mchem, a z drzewa w dół zwisają grube liany. Panuje tu całkowita cisza, jest chłodno i trochę strasznie. Miejsce mogłoby być tłem dla którejś z kolejnych części Evil Dead.

Dzięki różnicy wysokości panuje tu zupełnie inny ekosystem niż poniżej. Większość rosnących tu drzew to dobrze nam znane sosny. Dla nas pospolite, ale wielu tajskich turystów przyjeżdża tu tylko po to, by je zobaczyć. Co ciekawe wystarczy zejść kilkaset metrów niżej by znaleźć się w zupełnie innym piętrze klimatycznym. Rośnie tu unikalny las deszczowy pełen roślin i zwierząt niespotykanych gdzie indziej w Tajlandii.

Poza samymi szlakami na szczycie góry mieści się niewielkie muzeum, w którym znaleźć można informacje o lokalnej faunie i florze. Zjeżdżające w dół ze szczytu ku dolinom i gorącym płaskowyżom Tajlandii trochę żałowałem, że nie możemy zostać tu kilka dni. Jeżeli jeszcze kiedyś wpadniemy w te okolice, to z pewnością dłużej pokręcimy się w tych niezwykłych górach.

Nim jednak wyjechaliśmy z parku, odwiedziliśmy jedno z plemion żyjących u podnóża gór. Niewielka wioska a w zasadzie kilka chat rozstawionych tu i tam wita turystów z otwartymi ramionami.

Wyprawa do Doi Inthanon, atrakcji turystycznej w Taljandii. Tradycyjne tkactwo i uprawa ziemi.

Mieszkańcy zajmują się między innymi tkactwem. Sprzedawane tu barwne szale i szyte z nich ubrania wyglądają bardzo ładnie. Poza tkaniem uprawie się tu też kawę, w lokalnej odmianie arabiki. Krzaki kawowca dosłownie rosną za domem. Mieszkańcy zbierają owoce, sami je wypalają i mielą w tradycyjnych, kamiennych żarnach. Domowe palarnie kawy przypomniały nam o wizycie na Bali i tamtejszej kawie kopi luwak, pozyskiwanej z odchodów żyjących w dżungli gryzonie.

Nie zwracając uwagi na pośpiech naszych opiekunów, rozsiedliśmy się z Magdą w niewielkiej chatce i poprosiliśmy o kawę. Nie ma przecież rzeczy ważniejszej od porządnej, mocnej i gorącej kawy. Ta lokalna okazała się doskonała. Polecam, byście wpadli i sami spróbowali.

Zakończenie wyprawy do Parku Narodowego Doi Inthanon w Tajlandii 

Powrót do hotelu zajął nam dokładnie tyle samo czasu co droga w przeciwnym kierunku, a pasażerowie wysiadali w odwrotnej kolejności, niż wsiadali. Mała Tajka wyszczebiotała pożegnanie, a jej kolega kierowca skinął w milczeniu głową na pożegnanie.

I to tyle, jeżeli chodzi o dzisiejszą opowieść, której tematem był Park Narodowy Doi Inthanon. Jedno wiem na pewno, następnym razem zostaniemy tu na dłużej.

Park Narodowy Doi Inthanon fakty, informacje i ciekawostki

  • Najwyższy szczyt Tajlandii Doi Inthanon pnie się na wysokość 2565 metrów nad poziomem morza.
  • W parku znajduje się pięć dużych wodospadów. Najwyższy Mea Ya ma ponad 280 metrów.
  • W okolicach góry Doi Inthanon znajduje się duża jaskinia Tham Bori Chinda.
  • Na szczycie Doi Inthanon żyje ponad 400 gatunków ptaków, zwierząt i roślin niespotykanych nigdzie indziej w Tajlandii.
  • Masyw Doi Inthanon jest końcówką południowej części Himalajów.
  • W parku żyje kilka plemion między innymi to, w którym kobiety wydłużają sobie nienaturalnie szyje. Już małym dziewczynkom zakłada się metalowe obręcze i dokłada w miarę dorastania. Szyje niektórych kobiet są dłuższe o kilkadziesiąt centymetrów od normalnych.

Park Narodowy Doi Inthanon informacje praktyczne

  • Wjazd do parku kosztuje 300 bath za osobę, co daje dokładnie 32 złote.
  • Opłata za samochód 30 bath.
  • Wejście do ogrodów przy królewskich pagodach to wydatek 40 bath dorośli i 10 bath dzieci.
  • Jeżeli chcecie wynająć auto w Chiang Mai to widziałem oferty już za 1000 bath za dobę.
  • Cena zorganizowanej wycieczki jednodniowej zależna jest od wielu czynników. Polecam sprawdzić na stronie dostępne opcje i ceny.