Długo musieliście czekać na nową legendę, jednak czas obijania się dobiegł końca. W miarę możliwości kolejne niesamowite opowieści opowiadające o skarbach, potworach i  duchach, pojawiać się będą w co drugi poniedziałek.

Dzisiaj zabiorę Was do zamku w Tenczynie, gdzie zagłębimy się w mroczne podziemia, których podobno strzegą hordy istot nie z tej ziemi. Zapraszam do lektury o skarbach ukrytych w podziemiach zamku Tenczyn.

***

W Tenczynie i w okolicach od pokoleń przekazywana jest opowieść o niewiarygodnych skarbach ukrytych głęboko pod warownią. Pochodzenie kosztowności do końca jednak nie jest znane. Może to kolejni władcy gromadzili tutaj łupy wojenne, a być może to bandy zbójów, których w tych okolicach było co nie miara,  ukrywali zdobycz splamioną krwią niewinnych.

Razem z rozpalającą wyobraźnię wizją z fortuny krąży opowieść o tym, że dawno temu już co najmniej jeden śmiałek miał okazję ją zdobyć. Niestety skarby w Tenczynie strzeżone są przez hordy istot piekielnych, które nie chcą się z nimi rozstać. Jedynie osoba nie znająca strachu jest w stanie po nie sięgnąć.

Pewnego razu młody chłopak o imieniu Jaśko,  nasłuchawszy się opowieści snutych przez posiwiałych bajarzy,  rozmarzył się i zapragnął posiąść skarby na własność. Wiedział, że czeka na niego śmiertelne niebezpieczeństwo i dziwa, których nikt nie był sobie w stanie wyobrazić. Jednak wierzył głęboko, że uda mu się ten wyczyn. W końcu nie raz dowiódł swojej odwagi, czasami graniczącej wręcz z głupotą.

W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień Bożego Narodzenia, w którym to piekielne czeluści otwierały swe korytarze. Jaśko chwycił w dłoń wcześniej przygotowany tobołek, zawierający niezbędne wyposażenie i wyruszył w stronę zamku. Gdy zobaczył ruiny osnute mrokiem przystanął na moment i wziął głęboki oddech

– Dasz radę Jaśku – rzekł sam do siebie, dodając sobie otuchy. Postał tak jeszcze przez chwilę, zastanawiając się czy nie zrezygnować, ale wizja nieprzebranych bogactwa wzięła górę nad rozsądkiem. Rozpalił wcześniej przygotowaną pochodnię, która buchnęła ciepłym płomieniem i ruszył w stronę zamkowych piwnic.

– Jest tak jak w opowieściach – pomyślał schodząc omszałymi stopniami w ciemność. Stukot podeszew odbijał się echem, gdy schodził coraz głębiej. Mrok rozświetlany migocącym płomieniem pochodni, co rusz płatał figle jego wyobraźni ukazując mu cienie przypominające straszne potwory  z dawnych baśni.

Jednak Jaśko faktycznie był mężczyzną, który łatwo nie dał się wystraszyć i by dodać sobie wigoru zaczął pogwizdywać pod nosem. Z czasem tak oswoił się z ciemnością i odgłosami dobiegającymi z mroku, że przestał się kompletnie nimi przejmować.

Zamek w Tenczynie

Po dość długim marszu w głębinę w końcu stanął przed żelazną bramą nabitą hufnalami. Przyjrzał się jej dokładnie i po chwili chwycił za pordzewiały, okrągły uchwyt osadzony w paszczy odlanego ze spiżu diabła. Zawiasy bramy zaskrzypiały potępieńczym jękiem i po chwili Jaśko ujrzał obszerną, pustą komnatę.

Nagły  podmuch wiatru przygasił pochodnię i wtedy chłopak usłyszał złowrogie warczenie. Zmrużył oczy wlepiając wzrok w kierunku, skąd dobiegał mrożący krew w żyłach dźwięk. Z mroku zaczęły wyłaniać się kształty czworonożnych bestii. Pożółkłe, wściekłe oczy błyszczały niczym rozżarzony węgiel w domowym palenisku. Mroczne cienie przybliżały się otaczając poszukiwacza i gdy już miały skoczyć mu do gardła by je dziko rozszarpać, ten ukląkł.

– No chodźcie pieski – rzekł bez trwogi w głosie – Dobre psinki. No chodźcie tutaj. Mam dla was coś dobrego – powiedział i wyciągnął z tobołka pęto suchej kiełbasy.

Piekielne brytany przystanęły. Do ich rozszerzonych nozdrzy wdarł się aromat wędzonego mięsiwa. Podeszły bliżej Jaśka wciąż szczerząc białe, potężne kły, a ten dalej do nich mówił z czułością. Gdy podeszły już na tyle blisko, że chłopak miał je na wyciągnięcie ręki przełamał kiełbasę i podsunął im pod pyski. Psy zamerdały ogonami i momentalnie pochłonęły zdobycz. Jaśko ośmielony ich zachowaniem podrapał jedną bestię za uchem. Nagle. Psy rozpłynęły się w kłębie czarnego jak smoła dymu.

Chłopak wstał, podrapał się po czuprynie zastanawiając się czy to nie było złudzenie i powędrował dalej.

Po drodze napotkał jeszcze kilka komnat z bestiami i zawsze postępował tak samo. Bez strachu klękał przed coraz to większymi brytanami i nęcąc je smakołykami oswajał.

W końcu Jaśko doszedł do ostatniej komnaty, zupełnie innej niż te w których był dotychczas. Ta nie była pogrążona w mroku, a przy ścianach zamiast pustki stały potężne dębowe kufry o złotych okuciach, w których błyszczały zachęcająco kosztowności.

– Udało mi się – krzyknął z radości chłopak i ruszył ku pierwszej ze skrzyń. Zanurzył dłonie w w skrzyni wyciągając pełne garście złotych monet i wtedy stało się. Sznury pereł, lśniące diademy i pozostałe kosztowności zamieniły się w oślizłe, zimne w dotyku węże.

Skrzynia na skarby

Tego Jaśko się nie spodziewał. Krzyknął w przerażeniu strzepując z dłoni ohydne gady i uciekł z komnaty nie oglądając się za siebie. Uciekał ile sił miał w nogach. Wielokrotnie zahaczał stopą o wystający kamień i przewracał się. Rany krwawiły, a ból przeszywał całe jego ciało. Jednak wstawał i biegł dalej.

Gdy w końcu dobiegł do wyjścia, te zamknęło się za nim z hukiem, a jego uszu dobiegł diabelski chichot.

Skarb pozostał nietknięty i czeka dalej na osobę, która nie wie co to strach.