W dawnych, mrocznych czasach, gdy wiara w czary i parające się nią czarownice była częścią ówczesnej kultury, kościół i podległe mu świeckie instytucje urządziły kobietom prawdziwe piekło na ziemi.

Poniższe informacje pochodzą z archiwów miejskich i opisują pierwszy proces o czary w Chojnicach. Materiały źródłowe uzupełnione są legendami i podaniami, tak prawdziwymi, jak tylko mogą być wydarzenia opisane czterysta lat temu.


Początek procesu o czary w Chojnicach


Rok 1623 przeszedł do historii Chojnic, jako ten, w którym zapłonęły stosy. 14 września mury Baszty Wiedźma, zwanej także Basztą Czarownic, zadrżały od krzyku, jaki wydał z siebie po raz pierwszy tego dnia Lorenz Lewe, prosty sługa, urodzony w Konarzynach. Krzyk ten oznaczał, że rozpoczęło się przesłuchanie i to nie byle jakie, lecz pierwszym od wielu lat poważnym procesie o czary. 

Przesłuchanie prowadził kat miejski, doskonale wyszkolony w swoim fachu, czego dowodem były wrzaski i rozchodzące się po mieści błagania o litość. Jednak w żadnym wypadku o litości nie mogło być mowy, wszak zeznania trzeba było szybko spisać, bo w kolejce do zeznań czekały jeszcze trzy kolejne osoby.

Proces o czary w średniowieczu nad czarownicą

Pod wpływem charyzmy i fachowości prowadzącego przesłuchanie, Lorenz szybko puścił parę z gęby i tak oto rozpoczyna się ta historia.


Zeznania Lorenza Lewe o jego przyjaźni z duchem



Przed dwadzieścia ostatnich laty do niedużego majątku ziemskiego leżącego pod Chojnicami przychodził włóczęga, który przez kilka dni przebywał w obejściu Lorenca, a potem w ramach wdzięczności za opierunek sprzedał mu za niewielką kwotę ducha opiekuna, którego nazwał Margarethe (Małgorzata).

Lorenz przystał na taki układ i przyjął nieziemską istotę pod swój dach. Włóczęga ostrzegł go jednak, że duch może przyjmować materialną formę i gdy tak się stanie, to niech się nie złości, tylko przyjmie go ze spokojem. 

Tak też się stało, po jakimś czasie Lorencowi ukazał się wspomniany wyżej duch, który przybrał postać pięknej kobiety o skórze szarej jak niebo przed burzą. Samotny Lorenc z wielką radością powitał przybysza i szybko się z nim zaprzyjaźnił. Którejś niedzieli duch pojawił się jak zwykle i rzekł do niego:

Udaj się do Miejskiego folwarku i odszukaj Davida Woerlamana. Powiedz mu, że choroba, na którą jeszcze niedawno się uskarżał, została spowodowana przez żonę Petera Splittstosera. Powodem sprowadzenia choroby był fakt, że raz otrzymała ona od Woerlamana za darmo mleko i chleb, jednak gdy poprosiła o to ponownie, ten jej  odmówił.

Lorenc posłusznie wykonał to polecenie, tyle że nie otrzymał za „donos” spodziewanej nagrody, jedyne co zyskał to proces.

Kat przerwał przesłuchanie, wszak już usłyszał to, czego chciał.

Przygotować go do procesu. – Rzekł tubalnym głosem do pomocników i poszedł obmyć krew z rąk.



Proces był wyjątkowo krótki. Lorenc Lewe, za czyny niegodne, za spółkowanie z duchem i za paranie się czarami, został skazany na śmierć przez spalenie.  Niedługo po tym w Chojnicach zapłonął pierwszy stos, a mdlący  zapach palonego ciała rozszedł się w tłumie, który gromadnie zebrał się na wzgórzu katowskim.


Kolejne przesłuchania i dalszy ciąg procesu o czary


Kolejną osobą, która stawiła się na przesłuchaniu w Baszcie Wiedźm była Pani Blingkrähm, którą to w swoim zeznaniu wskazał zwęglony już w tym momencie na popiół Lorenz Lewe. Sam widok narzędzi tortur spowodował, że Pani Barbara Blingkrähme, żona sługi miejskiego Petera Splittstosera, zaczęła mówić. 

Skryba skrupulatnie spisał to co usłyszał. Oskarżona poinformowała w kilkunastu punktach, co następuje:



Mieszkając jeszcze w Hammerstein (dzisiaj Czarne) otrzymała w prezencie od bliżej nieokreślonej osoby ducha domowego, który na imię miał Nickel. Oskarżona nie chciała przyjąć tego kłopotliwego „prezentu”, jednak sam duch miał zupełnie inne plany i zagroził, że jak go nie przyjmie, to rozerwie ją na strzępy. Przerażona zgodziła się i od tej pory Nickel, który okazał się wyjątkowo złośliwym duchem, rozpoczął swoje rządy.

Pierwszymi ofiarami poltergeista padły dwa prosiaki, których jedynym przewinieniem było to, że wpadły w grządki, które pielęgnowała Pani Blingkrähm i poniszczyły wszystkie zasadzone rośliny. Duch nie namyślał się zbyt długo i po prostu skręcił obu winowajcom karki.

Następnym w kolejce był syn stolarza Hinza, który w szkole naśmiewał się z syna Barbary. W tym wypadku jednak nie doszło do tragedii, a jedynie młody Hinz doznał lekkiego szoku. Potem był Salomon Buckwitt z Nieżywięcia, który swego czasu rozbił podczas awantury w karczmie kufel na głowie jej męża, Petera Splittstosera.


Skryba, widząc, że lista przewinień tajemniczego ducha robi się coraz dłuższa, poprosił o chwilę przerwy, tak by móc ponownie naostrzyć pióro. Kat przychylił się do tej prośby, wszak sam już był umęczony, a końca widać nie było.

Odetchnijmy trochę. – Powiedział i usiadł, ciągle wpatrując się z obrzydzeniem  w czarownicę. Bądź co bądź, niecodzienny to widok.

Pisarz skończył ostrzyć pióro, chwycił nowy pergamin i tak przygotowany czekał na kolejne zeznania chojnickiej wiedźmy. Gdy ta wydawała się kluczyć i mataczyć, do pracy przystępował kat ze swoimi narzędziami, a skryba pomiędzy krzykami wprawnie wyłapywał kolejne nazwiska ludzi, którym duch Nickel miał zaszkodzić.

David Woerlemann, bo nie chciał kolejny raz dać kobiecie darmowego mleka i chleba. Także niejaki Ascherbarner zasłużył na karę, już nawet nie wiadomo z jakiego powodu. Zemsta dosięgła także żonę gospodarza domu Georga Berenda, która ośmieliła się z niej drwić. W tym wypadku poltergeist zabił jej zwierzęta.

Co ciekawe, oskarżona zeznała także, że corocznie w święto „Walpurgisanacht” (noc Walpurgi – popularne święto  średniowieczne,  które odbywało się zawsze 30 kwietnia), na terenie powiatu człuchowskiego niedaleko Chojnic odbywał się sabat, w którym to Ona jak i inne okoliczne wiedźmy, wraz ze swoimi duchami pomocnikami z radością uczestniczyły.

Zazwyczaj, jak to sama oskarżona przyznała, spotykały się na wzniesieniu Blocksberg i po uczcie składającej się w większości z kaszy, grochu i mięsiwa, przystępowały do tańców na linie, w takt wygrywanej muzyki przez starego chłopa, który rytm nadawał za pomocą bębna, wykonanego ze świńskiego łba.



Zeznania trwały jeszcze wiele dni. Wiele stron pergaminu zostało zapisane czarnym atramentem i dopiero pod koniec października sędzia, po zapoznaniu się z zebranymi dowodami wydał wyrok. Śmierć poprzez spalenie na stosie.

Po raz kolejny w pochmurny dzień zebrana gawiedź zawyła z rozkoszy na widok palonej kobiety, a cała historia robiła się coraz ciekawsza, wszak kolejni już stali w kolejce do kata.


Przy okazji procesu czarownic schwytano zuchwałych złodziei kasy miejskiej w Chojnicach


– Witam Panie Splittstosser! Proszę, niech Pan sobie usiądzie, wszak przed nami bardzo długi dzień. – Gdy kat wypowiedział te słowa, oczy mu rozbłysły. Wiedział, że czeka go dużo pracy, ale nie narzekał, wszak lubił to co robi, w końcu to jego zawód i jego życie. Nikt inny w okolicy nie potrafił tak sprawnie wydobyć zeznań z podejrzanych, jak on. Przyzwyczaił się do tego, że ludzie na ulicy obchodzili go szerokim łukiem. Czasami słyszał za plecami obelgi pod swoim adresem, ale czy to ważne? Ważne, że dzisiaj ma wydobyć zeznania i zrobi to, choćby miał torturować oskarżonego przez cały dzień.

Kat miejski w deszczowy wieczór

–  Czy wiesz, dlaczego się tutaj spotkaliśmy? – Wzrok kata przeszył duszę Petera, który siedząc przywiązany do krzesła, wpatrywał się przerażony w narzędzia tortur wyeksponowane na stole obok. Język mu ze strachu odmówił posłuszeństwa, jedyne skinieniem głowy potwierdził, że wie doskonale, dlaczego znalazł się w tak beznadziejnej sytuacji. Jego żona, po której pozostało jedynie spalone truchło, musiała zdradzić wszystkie jego występki.

Tak właśnie  zaczęły się  przesłuchania trzeciej osoby w sprawie o czary w Chojnicach. Oskarżony sługa miejski, którego żona spłonęła wcześniej na stosie, został postawiony pod sąd na skutek jej zeznań, w których to opowiedziała, jak to on nie dość, że wiedział o jej konszachtach z demonami, to także dokonywał innych niecnych czynów. Okazało się, że Splittstosser w wolnych chwilach lubił przywłaszczać sobie cudze mienie, a w szczególności te, które należało do miasta.


Trudny proces wydobywania zeznań z opornego przestępcy


Oskarżony okazał się tym razem niezwykle odporny na przekonujące pytania chojnickiego kata, że ten musiał użyć wszystkich swych umiejętności, by zmusić zwyrodnialca do mówienia. Przy okazji pozbawił go kilku palców i połamał kilka kości, ale ostatecznie, po kilku dniach dokument z przyznaniem się do winy był gotowy:



Przed czterema laty Peter wpadł na genialny plan przywłaszczenia sobie majątku, który przechowywany był w budynku rady miejskiej. W tym celu namówił swojego syna Georga i wspólnie splądrowali pomieszczenia ratusza. 

Plan o dziwo powiódł się doskonale i po przeszukaniu kilku szaf, z wypchanymi kieszeniami uciekli do swojego gospodarstwa, gdzie łup zakopali w stercie gnoju, znajdującej się za ich domem, tak by po tym jak sprawa ucichnie móc cieszyć się zdobyczą.  

By odwrócić podejrzenia od własnej osoby, Splittsotsser pozostawił na miejscu zdarzenia miecz, a także nakazał  synowi na pozostawienie przy murach drabiny, tak by śledczy pomyśleli, że dokonał tego ktoś z zewnątrz.

Rok później udało mu się spieniężyć część łupu, sprzedając skradzione dobra paserowi o imieniu Christoffer. Transakcja miała zostać wykonana poza murami miejskimi na Wzgórzu Wolności. Po dobiciu targu wypili z paserem beczkę piwa, którą z miasta dowiózł im syn Petera.

Jednak te przewinienia nie bardzo interesowały kata, najważniejsze pytanie miała dopiero paść:

Czy wiedział Pan o czarach, którymi parała się Pana małżonka?

Tak , wiedziałem. – Odpowiedział Peter. – Przyszła kiedyś do mnie, a było to po tym jak siedząc w karczmie oberwałem kuflem w głowę od niejakiego Salomona Buckwita z Nieżywięcia i mi powiedziała.

Zemszczę się na nim, narobię mu szkód.

Nie wiedziałem do końca, o co jej chodzi, ale odpowiedziałem, że jak jest w stanie uczynić szkodę, to niech to zrobi. Kilka dni później Buchwitz zapadł na ciężką chorobę i już wiedziałem, że moja żona zajmuję się czarną magią, ale nie przeszkadzało mi to. Zresztą czemu miałoby mi to przeszkadzać, mi krzywdy by nie zrobiła.



Był 13 października kiedy zeznania odczytane przed sędzią doprowadziły do skazania Petera,  Jako karę zasądzono obwożenie przestępcy w klatce po mieście, tak by potencjalni złodzieje, chcąc dobrać się do kasy miasta, zobaczyli, jaka kara na nich czeka.

Kat ścina głowę skazanemu za czary

Trasa przejazdu więźnia przez Chojnice przebiegała głównymi ulicami miasta. Podczas licznych przystanków rozszarpywano po kawałku ciało skazańca gorącymi obcęgami, a po zakończeniu krwawej procesji ciało pocięto na cztery części, które zawieszono na murach miejskich. Głowę natomiast nabito na pal ku przestrodze dla innych.


Niekończące się zeznania i rozwiązanie zagadki zuchwałej kradzieży


Kolejny? Ilu ich jeszcze przyprowadzicie? – Lekko zmęczony kat, popatrzył na skazańca. Nie oczekiwał odpowiedzi, wiedział doskonale, że popyt na jego usługi w tym roku jest wyjątkowy i że wyjątkowa jest też sytuacja w Chojnicach. Radcy miejscy wszak nie znoszą, gdy okrada się kasę miejską, a gdy robi to jeszcze syn czarownicy to tym bardziej. 

Kat rozpoczął pracę i zaczęły się tortury. W ruch poszły wszystkie „zabawki”, jakimi dysponował ciemiężca. Kolejne kości pękały, a skryba miejski raz po raz maczał pióro w inkauście, notując wszystko, co ma związek ze sprawą sprzed czterech lat, kiedy to młody Georg po raz pierwszy usłyszał od swojego ojca słowa:



Synu, jesteśmy biedni, w domu nie mamy nawet jedzenia i głodujemy. Wiem jednak, że niedługo los nasz się odmieni, musisz mi jednak pomóc, bez Ciebie nie dam sobie rady. 

Początkowo młodzieniec nie wiedział kompletnie, o czym mówi jego ojciec, jednak po kilku dniach Peter opisał mu plan obrabowania Ratusza. 

– To głupi pomysł. – Pomyślał. – Jednak jeżeli nic nie zrobimy to pewnie i tak padniemy z głodu.

Dobrze ojcze, pomogę Ci, co mam robić?

Po kilku dniach od tej rozmowy przystąpił razem z ojcem do realizacji niecnego planu. Jako że był mniejszy i zwinniejszy od Petera, wślizgnął się niepostrzeżenie do budynku po elewacji i otworzyć drzwi wejściowe. W sumie poszło sprawniej i łatwiej niż się objawiał. W miejskim skarbcu oniemiał, gdyż po raz pierwszy w życiu widział tyle kosztowności i innych skarbów, a teraz to wszystko należało do nich!

Po spakowaniu łupu pozostawili na miejscu przestępstwa miecze oraz drabinę przy murach miejskich, by skierować podejrzenia na złodziei spoza miasta.

Zostaw je w miejscu widocznym Georg. – Powiedział Peter. – Niech myślą, że to Ci nędzni Polacy się tu zakradli.

Widać było, że Peter wiedział, co robi i że wszystko sobie dobrze przemyślał. Jeszcze wiele dni po rabunku władze szukały obcych złodziei, lecz Ci rozpłynęli się niczym zjawy. Oficjalne podejrzenie, tak jak przewidział sprytny Peter, padło na polskich rzezimieszków, którzy mieli niepostrzeżenie dostać się do miasta i złupić kasę miejską.

Udało się. – krzyknął Georg. – Naprawdę się udało. –  W rękach młodzieńca błyszczały monety, wiele monet. Popatrzył na swojego ojca z dumą, w końcu los się do nich uśmiechnął, nie będą już klepać biedy! Od dzisiaj będą wielkimi Panami. Jednak by tak się stało, należy ten gorący czas przeczekać, łup gdzieś schować.



Po czole kata spływały kolejne krople potu. Wiele wysiłku kosztowało go wydobycie tych zeznań. Jednak po raz kolejny się udało. Co prawda zeznający trochę ucierpiał, ale  przecież to oczywiste, gdyż te nicponie zeznają tylko wtedy, gdy się ich do tego przekona. Zadowolony skryba osuszył pergamin i udał się przed oblicze sędziego, a ten po zapoznaniu się z aktami sprawy zdecydował o dalszym losie Georga, synu czarownicy i złodzieja.

– Zuchwały rabunek kasy miejskiej, pomniejsze kradzieże trzody chlewnej sąsiadom, oraz fakt posiadania wiedzy na temat mrocznych praktyk stosowanych przez matkę. – Wyliczał sędzia. – Uznaję go za winnego. Kara musi być surowa, tak by inni dwa razy pomyśleli, czy warto sięgać po cudze. Dlatego też zasądzam karę śmierci przez ścięcie. Truchło wrzucić do nieoznakowanego dołu i zasypać, a głowę nabić na pal i postawić obok gnijącej głowy ojca.

Wyrok wykonano jeszcze tego samego dnia.


Koniec procesu o czary w Chojnicach


Tak kończy się opowieść, którą 14 września rozpoczęły zeznania Lorenza Lewa. W efekcie jego zeznań z życiem pożegnał się on sam, oraz cała rodzina Splittstosserów – Barbara, Peter i ich syn Georg. W  procesie z roku 1623 torturowani byli jeszcze „pomocnicy” czarownicy, jednak ich zeznania nie miały wielkiego wpływu na śledztwo, a ich wina okazała się na tyle nikła, że po spisaniu zeznań zasądzono „wyjątkowo” zsyłkę na banicję z dożywotnim zakazem wstępu na tereny należące do miasta Chojnice, pod groźbą kary śmierci.

Słowiańskie potwory i demony - Legendy, baśnie i ludowe podania

Jeżeli chodzi o gorliwego kata, dodam tylko, że w roku 1661 kat z Chojnic, Hans Mölenbeck, słynący z wyjątkowej skuteczności, został wezwany do pruskiego Friedlandu, gdzie miał torturami uzyskać zeznania od czarownicy zwanej Troiksche. Jednak po wejściu do celi oskarżonej i rozłożeniu narzędzi, które przywiózł ze sobą, kat padł martwy jak rażony gromem. Świadkowie zeznali, że na obliczu oskarżonej pojawił się uśmiech, gdy ciało kata bezwładnie opadło na posadzkę. Czarownica kilka tygodni później miała zeznać, że to jej demon pomocnik, uśmiercił kata.

Dokumenty z procesów czarownic

Historie czarownic są bardzo ciekawe i jeszcze nieraz do nich wrócimy, gdyż jak głoszą plotki i miejskie legendy, czarownic w Polsce było na pęczki, a Inkwizycja w niektórych miejscowościach miała wyjątkowe używanie.


Polskie czarownice fakty, informacje i ciekawostki



  • W Chojnicach udokumentowano spalenie na stosie czterech kobiet podejrzanych o czary.
  • Według badań historycznych, prowadzonych między innymi przez profesora Wijaczka, procesy o czary w średniowiecznej Polsce były dość częste.
  • Wiara w czarownice na przestrzeni XV do XVIII wieku na terenach polski ogarnęła wszystkie warstwy społeczne. Równie silnie wierzyli w mroczne czary prostaczkowie, chłopi i szlachta.
  • Brak wiedzy wynikającej z dostępnych materiałów źródłowych prowadzi do przekonania, że w Polsce nie palono czarownic na stosach, a już na pewno nie na taką skalę jak w innych częściach Europy. Przekonanie to może być nie do końca prawdziwe, gdyż podczas licznych wojen, rozbiorów oraz ostatniej wojny światowej, zniszczone zostało wiele ksiąg miejskich, w których znajdowały się informacje o procesach czarownic.
  • Słynna tolerancja polska, jak można przeczytać w książce „Państwo bez stosów. Szkice z dziejów tolerancji w średniowiecznej Polsce„, dotyczyła jedynie szlachty, a nie zwykłych i prostych ludzi.
  • Na początku XX wieku badacz historii średniowiecznej Bohdan Baranowski (zgodność nazwisk z autorem artykułu przypadkowa), pisał, że na terenie państwa polskiego w okresie pomiędzy XVII i XVIII wiekiem wysłano na stos ponad trzy tysiące kobiet. Książka ta jednak nie przebiła się do świadomości masowego odbiorcy, który woli wierzyć w to, że Polska była pozytywnym ewenementem na skalę europejską.
  • Jednym z okrutniejszych procesów o czary w Polsce był ten, przeprowadzony na Franciszce Gołębiowskiej z Wielkopolski. Kobieta oskarżona była o wpływanie na pogodę przy pomocy czarów i szkodzenie sąsiadom. Domniemaną czarownicę poddawano okrutnym torturom przez wiele miesięcy, aż do momentu gdy zmarła z wycieńczenia. Sąd uznał wówczas, że była niewinna i odstąpił od stawiania jej zarzutów.
  • Ofiarami pomówień o czary były w większości kobiety.
  • Wbrew bajkowym stereotypom kobietami sądzonymi o czary nie były bezzębne staruchy podobne do bajkowej Baby Jagi, lecz młode i zdrowe kobiety.
  • Tortury podczas procesów o czary były legalne dzięki usankcjonowaniu ich przez kościół rzymskokatolicki.
  • We wszystkich krajach Europy kobiety uznane za czarownice trafiały na stos, poza Anglią gdzie je wieszano.
  • Zdarzało się, że mordowano nawet kilkunastoletnie dziewczynki.
  • Przy wyjątkowo młodych kobietach serce kata często łagodniało, dzięki czemu ofiara mogła liczyć na to, że zostanie uduszona lub otruta, nim dobierze się do niej ogień.
  • Uważa się, że ostatni proces o czary w Polsce odbył się w Doruchowie, wsi położonej w Wielkopolsce. Spłonęło tam wówczas czternaście kobiet, lecz prawdziwość tej informacji jest podważana.
  • Na naszej stronie znajdziesz wiele tematów związanych z dawnymi wierzeniami, a także mity i legendy.